Coś czuję, że „Dwanaście prac Asteriksa” kojarzyć będzie większość osób z szanownego grona zgromadzonych. Zgadza się? No ja myślę! Animowany klasyk z 1976 roku to jedna z dwóch (bo jest jeszcze „Asteriks i Kleopatra) produkcji zrealizowanych osobiście przez Rene Gościnego oraz Alberta Uderzo. A czy wiecie, że oprócz rysunkowego filmu stworzono także komiksowy album?
Dla rozjaśnienia i ostatecznego rozwiania jakichkolwiek wątpliwości – najpierw była animacja, a dopiero później zrealizowano na jej podstawie komiksową (a także książkową) adaptację, która właśnie doczekała się polskiego wydania. Egmont bazuje tutaj na francuskiej edycji, która w 2016 roku ukazała się z okazji 40-lecia kultowej animacji (podziękowania za przypominajkę dla niezawodnej Kaczej Agencji!).
I cóż rzec? Jest to dokładnie ta sama, dobrze znana opowieść, którą znamy z kreskówkowego filmu. Otrzymujemy zatem uroczą wariację na temat mitycznych prac niejakiego Heraklesa – tyle tylko, że nietypowe zadania przydzielone zostały dwójce słynnych galów. Misja jest elementem zakładu pomiędzy Asteriksem i Obeliksem oraz Juliuszem Cezarem, który chce udowodnić, że duet wojowników nie jest wcale taki boski, niepokonany!
A jakie są to zadania? Pierwsze primo – pokonać w biegu maratońskim czempiona Merynosa. Drugie secundo – rzucić oszczepem dalej niż Pers Kermes. A oprócz tego między innymi spędzić noc na Równinie Duchów, skonfrontować sięna przenikliwe spojrzenia z egipskim magiem Irysem czy też uzyskać diabelną przepustkę A 38 w Domu Doprowadząjacym do Szału!!! Zadanie niełatwe, trza przyznać, ale za to inicjujące szereg absurdalnych i fantastycznych, nomen omen, sytuacji.
Opowieść nie straciła nic a nic ze swojego pierwotnego uroku. Jest dowcipnie, ironicznie, pomysłowo, natomiast rysunki stworzone przez Uderzo, eleganckie i estetyczne. Ha, no i intensywne kolory! Wizualnie – perełka. Odrobinę słabiej jest nie tyle z fabułą (bo historia ujęta jest w duchu oryginału), co z puentami poszczególnych zadań.
Wszystko dlatego, że tekst w komiksowej adaptacji został nieco okrojony w warstwie dialogowej i opisowej. I tak na przykład nie przeszkadza to w przypadku misji na Wyspie Rozkoszy zamieszkiwanej przez nader zmysłowe kapłanki, tak już czuć nieco pewne niedostatki w zadaniu z Irysem czy, przede wszystkim, w Domu Doprowadzającym do Szaleństwa. Mam wrażenie, że niepotrzebnie skrócono pierwotny skrypt. Dowcip, owszem, jest obecny (i zdrowo pokręcony!), ale czasami zbyt szybko doprowadza się do rozwiązania humoresek.
Sugestywny nastrój gwarantuje za to narrator, który na bieżąco komentuje poszczególne zadania. Jest odpowiednio zdystansowany wobec świata przedstawionego, ale dzieli się też smaczkami. To taki mistrz opowieści. Doskonałe są zresztą częste momenty, gdy puszcza się oko do czytelnika, zwłaszcza słynne zakończenie.
„Dwanaście prac Asteriksa” czyta się niczym… film rysunkowy. Całostronicowe rysunki są po prostu śliczne. Jakimś mankamentem mogą być wspomniane wcześniej skróty fabularne, jednak nie powinno to w żadnym razie odebrać radości z poznawanej historii. Zarówno dla starszych miłośników zaznajomionych z kultową serią, jak i zupełnie nowych czytelników.