Muszę przyznać, że długo zbierałem się w sobie, aby obejrzeć animacje Andersona, ale muszę przyznać, że projekt amerykańskiego twórcy, reżysera „Grand Budapest Hotel, „Genialnego klanu czy „Fantastycznego Pana Lisa” jawi się jako prawdziwe odkrycie!
Izolacja jako stan umysłu
„Wyspa Psów” to kolejny dowód na to, że Wes Anderson jest mistrzem w tworzeniu estetycznie perfekcyjnych, a jednocześnie głęboko poruszających filmów. I to poruszających serio głęboko, aż do samych trzewi. Tym razem przenosi nas do futurystycznej Japonii, gdzie psy zostają wygnane na wyspę śmieci z powodu tajemniczej choroby. Młody Atari, właściciel jednego z wysiedlonych psów, wyrusza na niebezpieczną wyprawę, by odnaleźć swojego wiernego towarzysza.
Rodzina zastępcza z psim sercem
Jednym z najbardziej uderzających motywów w filmie jest rola rodziny. Opowieść o dwunastoletnim japońskim chłopcu imieniem Atari, którego wychowuje skorumpowany burmistrz wielkiego miasta Megasaki, posiada mocny wydźwięk czysto emocjonalny.
Bo gdy na mocy specjalnego dekretu wszystkie psy domowe wygnane zostają na ogromne wysypisko odpadów, Atari leci na miniaturowej machinie powietrznej na „wyspę śmieci”, by odnaleźć swego ukochanego psa, cóż… wiemy, że to właściwe preludium do historii o poszukiwaniu swojego miejsca w świeie. Na miejscu gromadzi wokół siebie grupę czworonożnych przyjaciół i wraz z nimi wyrusza na wielką wyprawę, która zadecyduje o losach i przyszłości całej Prefektury.
Obcość i bliskość – etyczne tematy w świecie zwierząt i ludzi
Anderson w bardzo inteligentny sposób pokazuje, że rodzina nie musi składać się z osób spokrewnionych biologicznie, a więzi międzyludzkie mogą być równie silne co te rodzinne. Choroba, która dotknęła psy, jest nie tylko pretekstem do ich wygnania, ale także metaforą strachu przed tym, co inne, co odbiega od normy. W „Wyspie Psów” zakażenie staje się narzędziem do marginalizacji i dyskryminacji. Anderson, poprzez tę alegorię, porusza ważne tematy społeczne, takie jak rasizm, ksenofobia i nietolerancja.
Ale, co dla mnie ważne, bez taniego moralizatorstwa, tylko jako pretekst do humanistycznej refleksji.
Bo też psy są wygnane ze względu na swoją rzekomą chorobę, a w społeczeństwie ludzkim panuje atmosfera strachu przed „zakażeniem”. Anderson, wykorzystując język japoński i amerykański, podkreśla różnice kulturowe i społeczne. Jednocześnie pokazuje, że te różnice nie muszą prowadzić do konfliktów, a wręcz przeciwnie, mogą być źródłem wzajemnego wzbogacenia.
Słowem, jestem absolutnie poruszony tym seansem. „Wyspa Psów” to oczywiście film o pięknie i brzydocie ludzkiej natury, wiadomo też, że o tych motywach prostych, uniwersalnych – o przyjaźni, lojalności i nadziei. Anderson, poprzez swoją charakterystyczną estetykę i wnikliwą obserwację rzeczywistości, stworzył dzieło, które porusza i pozostawia trwały ślad w sercu widza. Serio. Nie tylko z czworonogami!
Seans „Wyspy Psów” jest możliwy na platformie Disney+.