Siła, spryt, talent do pakowania się w tarapaty, a także odpowiedni poziom wyszczekania i rzucania żartów. Oto składniki, które wybrano do stworzenia… Lisa, czyli polskiego superbohatera, który zła się nie ulęknie, a i nad dobrem (także materialnym) będzie czuwać. Dzisiaj troszkę więcej o tym szanownym jegomościu!
A właściwie o komiksie, którego głównym pomysłodawcą jest Dariusz Stańczyk, a którego w twórczym zamierzeniu wspomógł Jakub Oleksów odpowiedzialny za warstwę wizualną historii. Ten tytuł jest na swój sposób unikatowy. Bo trudno tutaj mówić o zwykłym przeszczepieniu (a właściwie częściowemu zmutowaniu, biorąc pod uwagę to, co przydarzyło się głównemu bohaterowi serii) konwencji superbohaterskiej na grunt polski. Nie, to coś innego.
Widać to już zresztą na początku pierwszego zeszytu, gdy otrzymujemy prezentację Strażnika, zamaskowanego mściciela, samozwańczego obrońcy Warszawy, który owszem, czyści moralne brudy stolicy, jednak jest w tym zadaniu dosyć… no cóż, mało subtelny. Bo zgniliznę reprezentują dla niego zarówno bandyci, przestępcy, jak i organy ścigania, stróże prawa. Dzięki takiemu przedstawieniu anty-herosa komiks zyskuje na bardzo atrakcyjnej niejednoznaczności.
Dlaczego? Heros, antyheros, superbohater, złoczyńca – niełatwo przypisać role poszczególnym bohaterom, skoro okazuje się, że nawet antagonista działa czasem w słusznej sprawie. I dla dobra ogółu – choć może to wydawać się nieco wątpliwe, a na pewno okupione olbrzymi kosztami. Na drugim biegunie, to znaczy dbania o własne dobro, znajduje się Gabriel Majewski aka Lis, złodziej, którego choć poznajemy później, to szybko dowiadujemy się, że to on ma być głównym bohaterem tej opowieści.
Zwyczajny, dwudziestokilkuletni chłopak, który powrócił z emigracji (praca jako portier w instytucie genetyki na obrzeżach Londynu), stara się na nowo odnaleźć swoje miejsce na Ziemi – a więc rodzinną Warszawę. Sielanki jednak nie będzie, przecież jest Strażnik. Ale nie tylko, bo i trochę innych spraw: tajemnic, ulicznych walk, dziwnych eksperymentów, codziennych problemów, obyczajowych rozterek… Gabriel Majewski prowadzi przecież podwójny żywot – na co dzień zwykły chłopak, a nocą złodziej, a może raczej łotrzyk, rabuś.
Bo Lis nie jest do końca zły. Raczej stara wykorzystywać się swoje unikalne zdolności, których nabył podczas pewnego eksperymentu… Zresztą sama historia metamorfozy jest ciekawa – naznaczona odrobinką tragizmu, ale także pewnym awanturniczym sznytem. Natomiast kwestia narodzin superbohatera będzie jeszcze z pewnością kontynuowana w kolejnych zeszytach serii. Przecież kochamy tajne eksperymenty, czyż nie?!
Jest zatem niejednoznacznie, intrygująco i widowiskowo, co widać w bardzo nastrojowej szacie graficznej. Interesujące jest już samo cieniowanie, bardzo sprawnie oddano również dynamikę ulicznych starć. Ba, nawet Warszawa, przyjmując odpowiednią perspektywę, wygląda jak jakaś amerykańska metropolia. Z jednej strony – wiemy, że to historia z naszego, bliskiego nam świata, z drugiej zaś – czuć w niej pewien rozmach.
A także humor i popkulturowe zajawki, które najlepiej widać w warstwie obyczajowej tej historii. Dyskusje o filmach, smaczki, przekomarzania – wszystko to sprawia, że da się wyczuć realizm opowieści. Przecież Ci bohaterowie są tacy jak my, mają podobne zainteresowania, męsko-damskie rozterki, przyjaźnie, zatargi… a o prócz tego gości, którzy skaczą po dachach i walczą o dobro. Czarownie!
„Lis: Powrót do domu” jest jak najbardziej udanym rozpoczęciem serii. Ba, z potencjałem. Opowieść nasączona odpowiednią dawką humoru, elementów sensacyjnych i obyczajowych, a także tajemnicy, a więc czegoś esencjonalnego dla żywotu superbohatera – nawet, jeśli na początku jest złodziejaszkiem. Zainteresowani? I słusznie. Bo nasi też potrafią!