Najnowszy, trzeci już sezon serialu „Miłość, śmierć i roboty”, to 9 opowieści ujętych w gatunkowej różnorodności – kosmiczny horror spod znaku mitologii Cthulhu, nawiązania do folkloru z Ameryki Południowej, nietypowa post-apokalipsa i jak zawsze bezkompromisowa akcja. Za projekt odpowiadają animatorzy z całego świata. Producentami wykonawczymi są z kolei David Fincher oraz Tim Miller. Przeczytajcie recenzję ostatniego sezonu antologii „Miłość, śmierć i roboty”.

Epizod „Trzy roboty: drogi ucieczki”

Ludzkość najpewniej jest i tak zgubiona. Wiadomo to od dawna. Jaki był jednak nasz koniec? I jaki będzie nowy początek? O tym właśnie traktuje jeden z nowych odcinków antologii. trzy roboty trafiają do post-apokaliptycznego świata… i wyruszają w podróż śladami ostatnich prób ratowania ludzkości. Punkt wyjścia jest zatem dobrze znany. A punkt dojścia?

To mogła być zabawna historia. Humor jest jednak bardzo wymuszony. To mogła być mądra opowieść. Puenta jest jednak tak oczywista i sztampowa, że głowa boli. To mogła być dobra opowieść. Gdyby wszystko nie było podane na tacy. Uwielbiam charaktery robotów, ich wzajemne docinki, turystyczną otoczkę, lecz – niestety – „Trzy roboty: drogi ucieczki” to dosyć słaby, przewidywalny i pretensjonalny odcinek antologii. Szkoda, bo potencjał był ogromny.

Epizod „Niekomfortowa podróż”

Groza może przybierać bardzo zaskakującą formę. Czasami jest to określone miejsce, przygnębiająca aura, innym razem widziadło z przeszłości, a wreszcie realny potwór. David Fincher zabiera w nas naprawdę „Niekomfortowa podróż”, w której morska wyprawa przeradza się w makabryczną walkę o przetrwanie. Wszystko dlatego, że jeden z członków załogi statku pływającego po obcym oceanie zawiera układ z żarłocznym potworem z głębin.

Amerykański twórca, znany choćby za sprawą Siedem czy Zodiaka, zrealizował upiorną animację. Bardzo dużo jest w tym obrazie makabry, dosłowności, a jednocześnie Fincher daje miejsce na rozważania o tym, jak obronić człowieczeństwo. Bo potworem może być przecież każdy. „Niekomfortowa podróż” to bardzo udany film, choć znów można mieć wrażenie, że potencjał w animacji był wielokrotnie większy. Mimo wszystko – satysfakcjonująca historia.

Epizod  „Rój”

Jaka jest cena ewolucja? Czy każdy gatunek jest skazany na proces wymarcia? A może istnieje szansa, aby odwrócić naturalny bieg wydarzeń?

Dwoje ziemskich naukowców bada tajemniczą, starożytną obcą istotę, ale wkrótce poznają straszliwą cenę przetrwania we wrogim wszechświecie. O tym właśnie jest „Rój”. Przynajmniej na elementarnym poziomie. Bo tak naprawdę można z tej animacji wytyczać więcej, choćby na temat kształtowania się człowieczeństwa i życia w symbiozie z innymi gatunkami.

Naszkicowano tutaj bardzo ciekawy problem moralny, interesująca jest warstwa formalna. Kosmiczna odyseja łączy się z pierwotnymi namiętnością i najprawdziwszą grozą. Chociaż zabrakło w tym wszystkim chyba zdecydowanego zakończenia. „Rój” jest jednak jednym z najmocniejszych elementów nowego sezonu antologii „Miłość śmierć i roboty”. Sprawdźcie koniecznie.

Epizod  „Kill Team Kill”

Siły specjalne USA są wyszkolone do neutralizowania wszelkich zagrożeń, nawet stworzonych przez CIA cybernetycznych maszyn do zabijania. Ich tajna broń? Poczucie humoru.

„Kill Team Kill” to opowieść z niemałym potencjałem, który został zaprzepaszczony na poziomie realizacji. Wulgarna, szybka i bezkompromisowa, pozbawiona głębszego sensu animacja, która jest najwyżej przeciętna. Najpewniej jest to jeden ze słabszych punktów nowej odsłony antologii.

Epizod  „Noc minitrupów”

Gasnące punkciki na mapie świata. Apokalipsa w przyspieszeniu x8! Czy ostatecznie filmowa apokalipsa zombie spełni się kiedyś w rzeczywistości? Twórcy zapowiadają, że to najbardziej urocza wizja końca świata, jaką kiedykolwiek zobaczycie. I faktycznie, groza jest w tym wszystkim oswojona, a ostatnie bastiony ludzkości przypominają twierdze z klocków LEGO.

Pomysły z filmów zombie George’a Romero zagrały w bardzo niestandardowy, choć równocześnie przewidywalny sposób. Ale przecież o to właśnie chodziło w „Nocy minitrupów”.  Puenta animacji jest z kolei śmieszno-straszna. I znów refleksyjna.

Epizod „Jibaro”

Miłość może być naprawdę przeklętym uczuciem. Bo słowa, podobnie jak czyny, potrafią ranić. Czasami nawet zabijać. Zwłaszcza gdy są wypowiedziane przez potężną syrenę, która poszukuje zemsty.

„Jibaro” to upiorna historia, w której bardzo niejednoznaczny romans łączy się ze stylistyką grozy. Oto głuchy rycerz i mityczna syrena splatają się ze sobą w tańcu śmierci. Fatalne zauroczenie przesiąknięte krwią, śmiercią i cennym skarbem. Bardzo angażująca i ciekawe zrealizowana opowieść, dzięki której zyskujemy wrażenie uczestnictwa. Iluzja zostaje przerwana w symbolicznym zakończeniu. Ciekawe. Naprawdę ciekawe…

Epizod „Puls własny maszyny”

Jaki będzie nas koniec? I czy śmierć może oznaczać nowy początek? Zaskakująca, przede wszystkim formalnie, historia, w której pierwiastek człowieczeństwa łączy się z duchem planety i formą maszyny. Surrealistyczna opowieść o przekraczaniu granic.

O czym jest „Puls własny maszyny”? Kiedy misja badawcza na księżyc Jowisza kończy się katastrofą, jedyna ocalała musi wyruszyć w niebezpieczną, ale poszerzającą horyzonty podróż. Animacja, która działa na bardzo różnych poziomach doświadczenia, jest symboliczna i daje otwarte pole do interpretacji. Warto sprawdzić. Kosmicznie ciekawe.

Epizod „Szczury Masona”

Sielskie życie na łonie natury, świat po III wojnie światowej, codzienna rutyna i nieoczekiwana walka na śmierć. I przeżycie. Witamy w szczurzej apokalipsie! Farmer Mason zdaje sobie sprawę, że ma poważny problem ze szkodnikami, gdy te zaczynają do niego strzelać. A niech to diabli! I tak właśnie zaczyna się animacja Szczury Masona.

Bardzo wdzięczna historyjka, w której czarny humor podkreśla dosyć uroczą puentę. Wszyscy żyjemy na jednej planecie! Nawet szczury, gryzonie występujące właściwie na wszystkich kontynentach, potrafią być ważną częścią całej układanki.

Szczury Masona odnalazłby się zapewne w Folwarku zwierzęcym Orwella, bo są diablo inteligentne, działają w niekonwencjonalny sposób. A sama animacja? Naprawdę udany odcinek sezonu „Miłość śmierć i roboty”.

Jesteście fanami antologii? Koniecznie sprawdźcie pierwszy, a także drugi sezon serialu „Miłość śmierć i roboty”.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here