Harley Quinn ponownie na tropie zbrodni! Plan zlikwidowania wszystkich bezdomnych, któremu stara się zapobiec Quinn, jest jednak tylko początkiem spirali nieszczęść. Ale też szalonej miłości, krwawej zemsty z przyszłości i przyczynkiem do spotkania z podziemnym władcą… mrówek. Czy coś w ten deseń.


„Krwiste mięso” – trzeci albumik zbiorczy z Odrodzonego DC – totalne wariactwo, które kontrolować stara się Amanda Conner oraz Jimmy Palmiotti, pomysłodawcy zreinkarnowanej panny Quinn. Tym razem wszystko zaczyna się od tego, że słodka wariatka o bladym niczym alabaster licu, przypadkowo otwiera wrota do innego wymiaru, z którego wyłania się Zorcrom – demoniczne bóstwo pragnące unicestwić, a jakże, Ziemię. Do walki z antagonistą ramię w ramię (a może zasadniej byłoby powiedzieć – biust w biust) stają mocarna Atlee, Power Girl oraz Harley. I choć istnieją próby, aby Zorcrom pokochał żywot w Ameryce (na przykład przez kosztowanie lokalnej kuchni) to i tak ostatecznie dochodzi do walki na śmierć i życie. Rozrysowanej w widowiskowy sposób.

Czym jednak dalej, tym jest ciekawiej. Bo na scenie pojawia się dama o ksywce Harley Sinn, szalona (w porównywalnym stopniu, choć z nieco innych względów, co Quinn), która zostaje wypuszczona z Arkham po to, aby unicestwić ukochanego Harley. Conner i Palmiotti wspomagani przez dwójkę rysowników – Johna Timmsa oraz Josepha Michaela Linsnera – potrafią nakreślić całkiem ciekawy i angażujący pejzaż obyczajowy, który staje się potem pretekstem do tego, aby dać się porwać czystemu szaleństwu. Jest dziko, miejscami wulgarnie, frywolnie… leje się krew, na kolejnych kadrach trup ściele się gęsto, a tytułowa heroina wdzięczy się w niewymownie piękny sposób. Wyrazista, mięciutko prowadzona kreseczka potrafi wydobyć piękno kobiecej natury.

Ostatni akt historii jest już natomiast nieco eksperymentalny, wprowadzający element świeżości do serii. Okazuje się bowiem, że z przyszłości pojawia się kobieta, jedna z wyznawczyń kultu Batmana, która pragnie unicestwić, a jakże, Quinn. Bo to podobno ona odpowiada za śmierć Mrocznego Rycerza. Zapowiada się ciekawie… przynajmniej jeszcze z jednego względu. U progu domostwa pojawiają się bowiem rodzice Harley.

„Krwiste mięso” na pewno znajdzie swoich amatorów. To opowieść bezpretensjonalna, stricte rozrywkowa, a dla niektórych może nawet odrobinkę odmóżdżająca, ale… to dobrze. Czuć wyraźnie, że scenarzyści i rysownicy mogą sobie pozwolić na cudne, czasami całkiem odważne wariacje związane z erotyką, przemocą, graniem popkulturą. Jest dobrze.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here