Jared Cullum to urodzony w Tennessee rysownik, ilustrator, pisarz i nauczyciel malarstwa. Komiks „Kodi” otrzymał nagrodę Reubena za najlepszą powieść graficzną i został przetłumaczony na wiele języków. Amerykański autor udzielił nam specjalnego wywiadu, w którym opowiada o własnej sztuce, komiksowym stylu, ukochanych animacjach i filozofii tworzenia. Komiks „Kodi” ukazał się za sprawą wydawnictwa Egmont.
Wspaniała historia dwojga przyjaciół, których połączyło niezwykłe uczucie – miłość. Czytelnicy i miłośnicy zwierząt w każdym wieku będą chcieli przeżywać tę przygodę wiele razy. A czy pamiętasz, jak właściwie zaczęła się Twoja przygoda? Innymi słowy, pytam Cię o pierwszy impuls, który skłonił Cię do opowiedzenia historii zapisanej w albumie „Kodi”.
Właściwie od dziecka chciałem opowiadać historie. Zawsze odczuwałem pewną obsesję na punkcie starych kreskówek Disneya, pragnąłem tworzyć opowieści, ale brakowało mi chyba naturalnego talentu. To był trochę słomiany zapał… W pewnym momencie poddałam się i zaprzestałem wykonywania jakiejkolwiek formy sztuki. Skończyło się na tym, że podjąłem pracę jako projektant graficzny, ale nie mogłem odrzucić miłości do rysowania, dlatego zacząłem od nowa! Znów odczułem głęboką fascynację malarstwem, zakochałem się w historii sztuki. Raz jeszcze spróbowałem tworzyć. Na początku realizowałem małe, bodaj 20-stronicowe opowiadania, ale tak naprawdę marzyłem o zrobieniu pełnometrażowego albumu. Napisałem trzy historyjki, aby potem stworzyć właściwe opowiadanie, które miało stanowić metaforę. Bo „Kodi” to bardzo osobista opowieść – właśnie o sztuce, wewnętrznej podróży, odkrywaniu pasji, szczęścia…
Porozmawiajmy o samej opowieści… i przesłaniu, które płynie z kart komiksu. Katia i jej babcia spędzają kolejne lato w swoim domku na Alasce, kiedy przypadkowy wypadek stawia Katię twarzą w twarz z największym stworzeniem, jakie kiedykolwiek widziała… ogromnym niedźwiedziem o wrażliwym sercu i z wielkim talentem do łowienia ryb. „Kodi” to komiks, który uwrażliwia na przyrodę – piękną, dziką, różnorodną. Co było najważniejszym motywem w tworzeniu historii?
Tak naprawdę moim głównym celem podczas pisania tej historii było nawiązanie kontaktu z ludźmi. Bo można zauważyć pewien rodzaj zbiorowej świadomości, którą wszyscy dzielimy poprzez osobiste doświadczenie sztuki. Wrażliwość – myślę, że to termin, który dobrze to ujmuje. Wszyscy przecież czuliśmy się kiedyś samotni, pogrążeni w smutku, albo wręcz przeciwnie – radośni, szczęśliwi. W mniejszym stopniu skoncentrowałem się na historii wielkiego bohatera, a w większym wymiarze chciałem podkreślić warstwę emocjonalną, uczucia i refleksje, które może stworzyć natura. Między innymi dlatego książka nie zawiera zbyt wielu słów. Mam nadzieję, że czytelnicy będą odczuwać komiks przede wszystkim obrazem – poprzez określoną ekspresję, działanie światłocieni, magię kolorów...
Twoja komiksowa historia jest pełna humoru, pozytywnej energii, ale również elementów dramaturgicznych. Bo gdy Katia musi wrócić do domu w Seattle, pojawia się emocjonalne rozdarcie. Osamotniony niedźwiedź Kodi zrobi wszystko, aby ponownie połączyć się ze swoją kruchą ludzką przyjaciółką. Rusza w niebezpieczną podróż pełną zapierających dech w piersiach widoków, nowych odważnych towarzyszy i przygody na każdym kroku. Zastanawiam się, co było najtrudniejszą, a co najbardziej satysfakcjonująca częścią tworzenia historii?
Zawsze miałem problem z łączeniem poszczególnych scen. Przypomina to szycie, które może być bolesne, gdy ukłujemy się igłą. Mam bardzo wizualny umysł, więc widzę sceny bardzo wyraźnie w wyobraźni. Czasami odtwarzam je w głowie, próbując stosować różne światła lub linie, kiedy nie mogę zasnąć. Tak naprawdę odczuwam potrzebę, żeby pisać historie wizualnie poprzez tworzenie storyboardów. Swoją pracę wykonuje tradycyjnymi metodami, może z wyjątkiem plenerów, a wszystko po to, aby uzyskać prawdziwość świata. I to naprawdę jest bardzo satysfakcjonujący element mojej artystycznej pracy, co starałem się ukazać poprzez wymowę komiksu „Kodi”.
Czytając Twój komiks, moje myśli wciąż wracały do niezapomnianej animacji z dzieciństwa, którą jest dla mnie „Mój brat niedźwiedź”. Naturalnie pojawiały się też skojarzenia z „Kubusiem Puchatkiem”. Komiks i animacja to zresztą bardzo pokrewne media. Czy istnieje szansa, że w przyszłości Twoje historie zostaną zaadaptowane na format kina lub telewizji?
To jest moje marzenie. Powiem Ci, że kiedy byłem dzieckiem, właściwie nie czytałem zbyt wielu komiksów. Większość z tego, co było wówczas dostępne, należała do mitologii superbohaterów, a ja nigdy się nimi specjalnie nie interesowałem. Komiksy nie miały więc dla mnie zbyt wiele do zaoferowania. Spędzałem natomiast całe godziny na odwzorowaniu scen z ukochanych filmów mojej młodości. „Mój sąsiad Totoro”, „Szkarłatny pilot”, klasyczne animacje Disneya… I to z całą pewnością wpłynęło na sposób, w jaki myślę o tworzeniu i realizowaniu historii. Nigdy nie marzyłem, że opublikuję książkę, która będzie dodatkowo przetłumaczona na inne języki, w tym również polski. Jestem więc głęboko wdzięczny za każdego czytelnika i czytelniczkę, która zetknie się z moją sztuką. Marzę jednak o tym, by pewnego dnia zrobić coś więcej – spróbować stworzyć animację na bazie moich prac.
Jesteś rysownikiem, ilustratorem, a także pisarzem i nauczycielem malarstwa. Zastanawiam się, jakich wartości poszukujesz w sztuce? Zarówno jako twórca i odbiorca popkultury.
To, co naprawdę kocham – zarówno w komiksach, kreskówkach i tradycyjnych dziełach sztuki – to fakt, że cel jest zasadniczo taki sam. Próba oddania złożoności świata we wszystkich jego kolorach, kształtach i barwach. Skondensowanie do określonej formy, która będzie czytelna i zrozumiała dla każdego. Bo ważna jest zwięzłość i narracja, która prowadzi do zrozumiałego przekazu. Istotne jest dla mnie połączenie z odbiorcom, co może się wydarzyć poprzez samą historię. Najważniejsze jest przecież ludzkie doświadczenie.