Czasami nie potrafimy docenić codzienności. Jesteśmy po prostu zbyt skupieni na tym, co przyniesie przyszłość. A życie bywa przewrotne, bo gdy przychodzi moment refleksji – cóż, wówczas może być już zwyczajnie za późno… I właśnie z takim egzystencjalnym problemem – co zaskakujące! – zmaga się główny bohater filmu „Kot w butach: Ostatnie życzenie”. To animowane kino rozrywkowe najwyższej próby, w której zapisano wiele chwytających za serce sentencji. Warto też dodać, że już prawie na pewno doczekamy się kolejnej części Shreka.
Początek drogi, czyli nowa misja bohatera
„Kot w butach: Ostatnie życzenie” to przebojowa rozpisana animacja, która zaskakuje wizualną formą, ale także określonym nastrojem. Pełnometrażowa produkcja rozgrywa się oczywiście w świecie znanym z serii filmów „Shrek”, jednak jest to animacja absolutnie niezależna. Interesujący jest już sam punkt wyjściowy. Kot w Butach żyje chwilą, jest pasjonatem przygód, nie potrafi – bo też zwyczajnie nie chce! – kalkulować. Zawadiackie usposobienie sprawiło, że kocur wykorzystał jednak już wszystkie osiem z dziewięciu istnień. Nie ma szans na kredyt. Bohater postanawia zatem wyruszyć w emocjonującą podróż, aby znaleźć mityczne „ostatnie życzenie”, a co za tym idzie – przywrócić swoje dziewięć wcześniejszych wcieleń. I taki jest początek drogi, czyli nowa misja bohatera…
Nieśmiertelny heros – „Kot w butach: Ostatnie życzenie”
Psychologiczny portret kocura, czyli dekonstrukcja nieśmiertelnego herosa, któremu zostało tylko ostatnie z dziewięciu żyć – ależ to jest pięknie zarysowany punkt wyjścia! Absolutnie piękna historia. Czysta rozrywka, choć nie brakuje w niej emocjonalnej głębi i cudownych odwołań do klasycznych mitów oraz legend. Choćby „Złotowłosa i trzy niedźwiadki” – XIX wieczna baśń posłużyła tym razem jako element bezkompromisowego kina akcji. Twórcy animacji – reżyser Joel Crawford, a także scenarzyści, Paul Fisher oraz Tommy Swerdlow – nawiązali także, co zrozumiałe, do historii „Zorro”, cytując równocześnie sceny z filmu „Desperados”. Nic dziwnego, przecież w oryginalnej wersji głównemu bohaterowi głosu użycza Antonio Banderas, któremu partneruje Salma Hayek.
Doskonali złoczyńcy – śmiertelne upiory i sadystyczne charaktery
Strach przed śmiercią i zapomnieniem. Lęk związany z odrzuceniem. Poszukiwanie szczęścia w prozie życia… „Kot w butach: Ostatnie życzenie” to animacja, która odnosi się do egzystencjalnych demonów, które znajdują swoje realne odbicie za sprawą doskonałych złoczyńców. Jest zatem sadystyczny i emocjonalnie niezrównoważony Jacek Placek, dysponujący arsenałem magicznych broni, a także Wielki Zły Wilk, owiany mgłą tajemnicy, ucieleśnienie emocjonalnych lęków, doskonale nawiązujący do estetyki kina grozy. Nieoczywiste czarne charaktery stanowią absolutny top złoczyńców animacji w ostatnich latach.
Wielowymiarowa opowieść, czyli magia narracji
„Kot w butach: Ostatnie życzenie” prowokuje i wzrusza, odnosi się do motywu utraconego szczęścia i poszukiwania własnej drogi – kształtowania etosu bohatera. Animacja potrafi zaskoczyć, przemawiając do wrażliwości widza, a także estetycznych doznań. Bo fantastyczny jest styl zaproponowany przez twórców. Narracja wizualna, czyli zmniejszony klatkaż – ewidentnie inspirowano się rewolucją zaproponowaną przez twórców filmu „Spider-Man: Uniwersum”. Efekt jest naprawdę znakomity, zwłaszcza przy sekwencjach walk, pomysłowo zaaranżowanych i podtrzymujących dramaturgiczne napięcie.
„Kot w butach: Ostatnie życzenie” to opowieść o (nie)śmiertelnym bohaterze. Ujmująca wymowa historii, w której chodzi o spełnienia życzeń przez spadającą gwiazdę, co oczywiste, ale także zrozumienie innych, bezinteresowną pomoc – cenniejszą, niż złoto. Przekaz niby oczywisty, ale zrealizowany w bardzo wzruszający sposób. Doskonałe kino, które zapowiada też nową cześć Shreka.