Czy naprawdę myśleliście, że jesteśmy sami w Kosmosie? Nic bardziej mylnego. Tej jesieni przekonaj się, że szkoła to całkiem niezłe miejsce na rozpoczęcie inwazji Obcych. Zapowiedź filmu „Kosmici w mojej szkole” była z potencjałem, który jednak – niestety – nie został ostatecznie przeniesiony w ostatecznej formie…
Za produkcję odpowiadają twórcy „Pies w rozmiarze XXL”, którzy tym razem przedstawiają sięgającą gwiazd komedię przygodową o miniaturowych kosmitach, którzy zamieszkali w… ciele nastoletniego chłopca. Razem przyjdzie im zmierzyć się z galaktycznym zagrożeniem, obronić szkołę przed najeźdźcami z kosmosu i dokonać takich cudów, że w głowie się nie mieści.
Niestety, interesujące założenia na film zostały zmarnowane przez sztampową realizację. Szwankuje przede wszystkim humor, dosyć topornie prowadzeni bohaterowie, a całość broni ostatecznie tylko wymowa familijnej opowieści, którą serwis Animation World nazwał przezabawnym połączeniem „Fantastycznej podróży” i „Facetów w czerni”. Porównanie bardzo, ale to bardzo na wyrost.
A szkoda, bo potencjał był wyczuwalny. Oto w wyniku kosmicznej anomalii statek Sił Obrony Galaktyki i jego miniaturowa załoga – Gus, Max i Sophie trafiają do wnętrza mózgu 16-letniego ucznia – Normana. Od teraz widzą i słyszą wszystko to, co nastolatek… A to dopiero początek kłopotów, bo dzielni kosmici są w trakcie misji, od której zależy dobro i przyszłość Wszechświata. „Kosmici w mojej szkole” – czyli wielkie rozczarowanie.