Dlaczego boimy się śmierci? Czy każdy z nas zasługuje na przebaczenie? Co stanowi istotę człowieczeństwa? Oto pytania, które stanowią podstawę filmu „Pinokio” w reżyserii Guillermo del Toro. Animacja zrealizowana w technice poklatkowej to być może jedna z najpiękniejszych historii kończącego roku. Premiera 9 grudnia na platformie Netflix.
Chyba każdy zna historię Pinokia. Drewniany pajacyk, który stał się chłopcem, przybrany syn lalkarza Gepetto, to nieśmiertelny symbol literatury i kina. Opowieść spisana piórem Carlo Collodiego ukazywała się pierwotnie w odcinkach w latach 1881-1883. Od tego czasu Pinokio niejednokrotnie bywał zarówno na deskach teatru, jak również na wielkim ekranie.
Najnowszy film w reżyserii Guillermo del Toro w podstawowych założeniach oczywiście nawiązuje do motywów znanych z włoskiej baśni – jest zatem akceptacja inności, rola wychowania w życiu człowieka, troska i przywiązanie do najbliższych. Jednak najnowsza reinterpretacja książki Collodiego podejmuje jeszcze inne tematy. Zagadnienia ostateczne, związane z istnieniem duszy i przemijalnością naszego życia.
Czy coś, co nigdy nie żyło, może zostać człowiekiem? Czy nieposłuszeństwo rzeczywiście jest cnotą? Czy ślepe posłuszeństwo ma swoją ciemną stronę? Co nadaje wartość i znaczenie naszemu życiu na tym świecie? Oto pytania, nad którymi zastanawia się Guillermo del Toro. Meksykański reżyser nasycił dobrze znaną opowieść odpowiednią dozą melancholii, dzięki czemu baśń zyskała przynajmniej kilka dodatkowych wymiarów interpretacyjnych.
Istotna jest oczywiście rodzina – to jak definiujemy relacje z naszymi bliskimi. Jednak równie ważną kwestią pozostaje pytanie o to, co stanowi istotę duszy. Twórca „Labiryntu fauna” wielokrotnie zwraca się zresztą w stronę sacrum, ukazując chociażby postać drewnianego Chrystusa, na którego spogląda Pinokio. Drewniana istota podziwia oczywiście artystyczną pracę swojego przybranego ojca.
Biografia Geppetta w interpretacji del Toro została zresztą rozbudowana o dodatkowe, bardzo ważne wątki osobiste. Najważniejszym elementem wydaje się strata prawdziwego syna, który zginął na wojnie. Śmierć pierworodnego sprawiła, że mężczyzna nosi w sobie wyczuwalny ból, strach oraz tęsknotę. Pustkę, którą w jakiś sposób stara się Pinokio.
I w tym kontekście pojawia się bardzo ciekawie zrealizowany wątek związany z rodzicielskimi oczekiwaniami, społeczną presją, a także poszukiwaniem swojego miejsca w świecie. Ba, czasami nawet w zaświatach, bo pełnometrażowa produkcja del Toro to podróż poza czasem, pomiędzy miejscami. Brzmi tajemniczo? To bardzo dobrze. Sekrety zostaną ujawnione w czasie seansu.
Doskonale odmalowano również tło epoki, w czasie której rozgrywa się akcja. Faszystowskie Włochy to wyjątkowo interesująca sceneria, co przyznaje zresztą sam twórca filmu. „Opowiadając historię o świecie, w którym we Włoszech właśnie dochodzi do władzy Mussolini, gdzie każdy zachowuje się jak marionetka – oprócz samej marionetki. Baśń, w której Pinokio wybiera nieposłuszeństwo, nie chcąc zaprzedawać duszy – swojego prawdziwego ja…” – podkreśla del Toro.
I faktycznie, to bardzo ważny element animacji, której narratorem jest oczywiście – podobnie jak było to zresztą w oryginale – magiczny świerszcz. Posępny, miejscami mrocznymi nastrój filmu jest uzupełniany o akcenty humorystyczne, które wiążą się z postacią owada o wyjątkowo literackich zainteresowaniach.
Nowa wersja historii Pinokia to prawdopodobnie jedna z najpiękniejszych historii kończącego się roku. Artyści zrealizowali film na motywach klasycznej baśni, dbając z jednej strony o szacunek dla oryginału, jak również uwspółcześnienie wymowy książki.
Guillermo del Toro podkreśla, że: „Animacja pozwala nam zobaczyć najwyższy akt stworzenia i odtworzenia: zaprezentować widzowi świat i ludzkiego ducha rękami setek artystów z bardzo osobistej perspektywy… pokazać piękno i siłę ludzkiego ducha w wyrazistej, przejmującej odzie do życia, miłości i straty…” – to słowa, które zapiszą się w pamięci widzów. Dowodem jest właśnie „Pinokio” w reżyserii Guillermo del Toro.