Samobójczy oddział do zadań specjalnych złożony z największych kryminalistów Gotham City i okolic nie należy do normalnych z samej natury. A co jeśli do czystego szaleństwa dodamy oddziaływanie pozaziemskiego artefaktu, czyli tak zwanej Czarnej Kuli? Efekt może być zabójczy. O tym między innymi traktuje komiks „Przy zdrowych zmysłach”.
Drugi tom zbiorczy inkarnacji Suicide Squad z projektu DC Odrodzenie potrafi dać sporo czytelniczej satysfakcji, która bazuje na prostych, ale za to sprawdzonych schematach. Nie ma specjalnych zaskoczeń, są za to elementy charakterystyczne dla serii – i te są dopracowane w detalach. Największą objętościowo historią w albumie jest tytułowa opowieść „Przy zdrowych zmysłach”, w której skoncentrowano się na konfrontacji oddziału Amandy Waller z generałem Zodem. Intryga jest pomyślana w dosyć ciekawy sposób, bo – jako rzekło się na początku – okazuje się, że artefakt, w którego wnętrzu schowany był jeden z największych przeciwników Supermana, generuje zadziwiające promieniowanie sprawiające, że (anty)bohaterowie zaczynają wariować. Wszyscy kierują się dzikimi popędami, chęcią mordu, zachowują się niczym rasowi szaleńcy, zwierzęta… wszyscy z wyjątkiem Harley Quinn, która w cudowny sposób została uzdrowiona. I to na alabastrowych barkach seksownej Księżniczki Zbrodni spoczywać będzie obowiązek uratowania Suicide Squad.
Rob Williams jest też autorem scenariuszy do pozostałych historii zawartych w rozdziale „Akta personale”. Epizodziki zawarte w tymże nie są typowym origin story wybranych przedstawicieli SS. Należy je raczej określić jako wprowadzenie charakterników do oddziału dowodzonego przez Ricka Flaga, a równocześnie intrygujące opowieści, dzięki którym dookreślony został rys psychologiczny np. Enchantress (cudownie demoniczna aura odsyłająca do horroru) czy Killer Croca (dramatyczno-obyczajowa konwencja). Szczególnie miejsce w tym tomie zajmuje oczywiście Harley Quinn, która w pewnym momencie – ujeżdżając Man-Bata – postanawia stworzyć poradnię psychologiczną dla złoczyńców. A przynajmniej wydaje się tak na samym początku. Później jest… sensacyjnie i psychodelicznie.
Kolejne przygody zilustrowane zostały przez zastęp uzdolnionych artystów, wśród których wyróżnia się przede wszystkim praca niezastąpionego Jima Lee – Amerykanin nie traci nic a nic ze swojej klasy. Absolutną perełką (taką niecodzienną, naprawdę unikatową) są natomiast grafiki wykonane przez Seana Gallowaya, który za sprawą kreskówkowej konwencji przedstawił zwariowany świat wyobrażeń Harley Quinn. Pięknie i dziko! Cóż powiedzieć – „Przy zdrowych zmysłach” to naprawdę dobry komiks rozrywkowy naznaczony kontrolowanym szaleństwem, szczyptą erotyki i dużą dawką bezkompromisowości.