Janni Dakkar – córka osławionego Kapitana Nemo, jednego z członków Ligi Niezwykłych Dżentelmenów, piękna i odważna dowódczyni statku Nautilius, której siła przejawia się w morskich podbojach, a jej słabość uwidoczniona zostaje w wewnętrznych dylematach i konfrontacji z ojcowską legendą. To właśnie tak scharakteryzowanej bohaterce poświęcona jest nowa seria opowieści duetu Moore – O’Neil.
Awanturnicze przygody, próba zmierzenia się ze spuścizną rodziciela, rywalizacja z agentami wynajętymi przez władczynię otoczoną boskim kultem, odkrycie tajemnic Antarktydy… Doprawdy kręte i zagmatwane szlaki prowadzić będą nas przez tę komiksową podróż. Alan Moore po raz kolejny dał wyraz swoim popkulturowym fascynacjom i wyjątkowej sprawności łączenia przeróżnych motywów. Scenariuszowa mozaika utkana jest tym razem z nawiązań do dzieł Edgara Allana Poe (Opowieść Artura Gordona Pyma z Nantucket) i Howarda Philipsa Lovecraft (W Górach Szaleństwa). Taki eklektyzm stanowi znak firmowy Brytyjczyka. Ponownie daje on poczucie satysfakcji z odszukiwania literackich, filmowych czy komiksowych tropów.
Wydaje się, że Moore w pewnym sensie nawiązuje także do własnej twórczości. Autotematycznie można potraktować postać głównej bohaterki, przypominającej nieco Minę Harker, a więc tajną agentkę znaną z serii Ligi Niezwykłych Dżentelmenów. Janni to również silna kobieta, liderka grupy, odpowiedzialna i odważna. Niestety, w konfrontacji z niedoszłą kochanicą Draculi, córka Nemo nie wypada tak przekonująco. Brak w niej tajemnicy, jakiegoś magnetyzującego rysu przykuwającego uwagę czytelnika. Inna sprawa, że na rozwinięcie postaci, którą do działania napędza chęć dorównania legendzie ojca, twórcy przeznaczyli sobie jeszcze czas w kolejnych albumach mini-serii.
Na kilku planszach scenarzysta powraca także do krainy Megapatagonii, tajemniczej krainy uwzględnionej w dziennikach Nemo. Nawiązania, intertekstualne smaczki i mrugnięcia okiem do czytelnika mają wskazywać, że to uniwersum – choć opowiedziane z perspektywy nowej bohaterki – znane jest już nam w zasadzie od dawna. W takim twierdzeniu upewniać nas może estetyczna kreska Kevina O’Neila. Ilustracje z doskonale oddanym tak pierwszym, jak i drugim czy nawet trzecim, planem są też świetne pod względem intensyfikacji barw, zdominowanych przez lodowatą błękit.
Największy pozytyw całości to z pewnością wątek tajemnicy skrywanej na Antarktydzie. Oniryczna atmosfera, zaginiony kult, ingerencja istot z zaświatów… Siła tych elementów jest niekiedy zmaksymalizowana poprzez zabiegi narracyjne – nagłe zerwanie z chronologią wydarzeń, cięcia fabularne. Pogłębia to nastrój osaczenia i szaleństwa, które towarzyszą załodze statku Nautilius i dzielnej Pani Kapitan. Zagadka ostatniej wyprawy ojca potrafi zmrozić krew w żyłach odsyłając nas do klimatu serwowanego w opowieściach grozy sygnowanych nazwiskami Poe i Lovecrafta.
Szkoda, że kapitan Janni Dakkar, która pomimo całego uroku swojej hinduskiej urody, jest stosunkowo mało wyrazistą postacią. Brak w niej pogłębionej charakterystyki, w trakcie rozwoju fabuły bywa także spychana na dalszy plan. Jej historia zostaje nieco przybliżona dopiero na ostatnich stronicach albumu, w literackim dodatku stylizowanym na wywiad i dziennikarską relację z podróży na wyspę zamieszkaną przez główną bohaterkę nowej serii komiksowej.
Pomimo wszystko Nemo – Serce z lodu to pozycja jak najbardziej udana. Bardziej niż bohaterowie przemawia w niej nastrój zagadkowej podróży w nieznane. Dzieła sygnowane nazwiskiem Moore i O’Neill nie schodzą poniżej pewnego, bardzo dobrego poziomu. Stąd też ewentualne mankamenty nie odejmują klasy całości komiksu. Wypada z nadzieją oczekiwać kontynuacji losów załogi legendarnego Nautiliusa.