Ach, romantyczne pejzaże Luizjany – bagna, jeziora, mokradła – elementy magii Voodoo i… potwory z czasów amerykańskiej wojny secesyjnej? W dodatku drużyna nieumarłych piratów? Aye! Innymi słowy, czas na „Scooby Doo na Wyspie Zombie”.
Na temat bandy wścibskich dzieciaków i ich głupiego kundla jeszcze tutaj nie pisałem – aż sam się temu dziwię. Pełnometrażowy film animowany z 1998 roku koncentruje się wokół nadnaturalnych sił. Żadnych tam przebieranek. Zresztą historia promowana była swego czasu hasłem: „This time, the monsters are real!”. I nie ma w tym przypadku.
Bo malowniczą wyspę faktycznie zamieszkuje horda ożywieńców. Znany, bardzo dobrze znany motyw… Jednak nie znaczy to, że nadnaturalna groza pozbawiona jest aury tajemniczości. Równie interesujący, co wątek piratów dowodzonych przez Morgana Moonscara jest także motyw związany z osobą Simone Lenoir, właścicielki nawiedzonej posesji schowanej gdzieś w nieprzystępnych, dzikich kniejach rejonu Bayou.
Ale, ale! Żeby tego było mało! Już sam początek kolejnej historii Scooby’ego zapowiada się interesująco. Bo widzimy w nim, że kultowa paczka przyjaciół zwyczajnie się rozleciała. Wiecie – dorosłość. Każde z nich ma swoje życie. Kudłaty i jego sierściuch pracują na lotnisku, Welma prowadzi antykwariat, a Daphne i Fred zajęli się karierą w telewizji. Zew przygody okazał się jednak dla nich wyjątkowo potężną siłą.
„Scooby Doo na Wyspie Zombie” wyróżnia się ze względu na nieco poważniejszy nastrój opowieści – w końcu obecność zombie to nie przelewki – jednak wszystko w granicach konwencji. Nie brakuje standardowych elementów komediowych z serialu telewizyjnego, choćby obżarstwa Kudłatego i Scooby’ego. Nadnaturalna intryga dobrze spaja zaś całość przedstawienia.
To nie jest też tak, że omawiana historia jest szczególnie skomplikowana, jakoś wyjątkowo nowatorska. Zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że w liczbę tajemniczych zaginięć turystów zamieszana jest ograniczona liczba osób. Jednak to, że drużyna konfrontuje się z realnym złem działa zdecydowanie na korzyść. Odrobina mistyki, nastrój niesamowitości – serio, jest intrygująco!
Natomiast absolutnie cudowna jest warstwa wizualna. Klasyczne wizerunki postaci zyskują przez dynamiczne animacje i – chociażby – bogatą grę światłocieni. Znakomicie oddano ruch, choć zombie poruszają się jak z kultowych filmów George’a Romero, wiele uwagi położono również na scenograficzne detale i naturę upiornej Luizjany.
Cóż powiedzieć – „Scooby Doo na Wyspie Zombie” stanowi bardzo udane widowisko. Nad całością unosi się duch kultowego serialu telewizyjnego, jednak tutaj groza zyskuje bardzo realny wymiar. A finałowa konfrontacja? Bombastyczna! Pamiętajcie – koty to zdradliwe bestie.
Dzięki za recenzję! Oglądnąłem i jestem w szoku. Piękna kreska, zaskakująca fabuła, mrocznie – w sam raz na Haloween/Dziady 😉 a film ma prawie 20 lat 🙂
Cud że w ogóle dorwałem ten film. Jakieś VOD oferuje produkcje z tamtych lat?
Gdzie można teraz legalnie oglądnąć animacje z tamtych lat? Masz jakieś źródło?