Fantastyczne iluzje i nieprawdopodobne sztuczki, które spleciono z elementami nadprzyrodzonego mroku. Ba, czystego horroru! Oto elementy zapisane w filmie animowanym „Doctor Strange: The Sorcerer Supreme”. Ale czy jest w tym przedstawieniu magia?
Dr Strange, równie genialny, co bufonowaty neurochirurg, który w wyniku tragicznego wypadku traci swoje manualne umiejętności, ale zyskuje jednak – po czasie – pokorę, życiową mądrość, spokój mnicha zen i możliwość małego hokus-pokus, to postać, z którą jako widzowie możemy wiązać spore nadzieje. Zwłaszcza jeśli chodzi o gatunkową różnorodność. Konwencję spod znaku fantasty.
No i faktycznie w animacji MLG Productions, która jest czwartym tytułem z Marvel Animated Features, udało się wprowadzić pewną świeżość dla trykociarskiej konwencji filmów rysunkowych. A to właśnie przez akcenty nadnaturalne, dosyć mroczne zresztą, odsyłające do stylistyki onirycznej grozy. Senne koszmary hospitalizowanych dzieciaków wiążą się bowiem z większą, kosmiczną intrygą.
Zanim jednak dojdzie do konfrontacji z siłami zła, Strange musi przyodziać pelerynę lewitacji i zacząć nauki u swojego egzotycznego mentora. Całkiem naturalnie wypadło to zestawienie realizmu oraz fantastyki – ewolucja postaci, metodyczny trening – tak ciała, jak i ducha – stopniowe poznanie arkanów magii. Jednak nie obyło się bez wad.
Widowisko traci nieco przez pośpiesznie prowadzoną ekspozycję postaci. Niestety, ale stosunkowo szybko następuje przemiana z racjonalnego doktora w otwartego na doznania mistyczne czarodzieja. Choć wątek Strange’a ma ciekawe elementy – przez osobistą tragedię, stratę bliskiej osoby, superbohater wydaje się być niejako wyczulone na tajemnice wszechświata. No i troskę wobec małych dzieci.
Jest w tej historii również motyw buntu podjęty zresztą w nie tak dawnej kinowej superprodukcji z Benedictem Cumberbatchem. W relacjach pomiędzy Ancient One a Strangem, Mordo i Wongiem jest niezła chemia i wyczuwalny zwiastun konfliktu. Szczególnie, że z mrocznej strony kosmicznego uniwersum wyłania się wielkie, apokaliptyczne zagrożenie.
„Doctor Strange: The Sorcerer Supreme” to dobry, choć w żadnym razie nie wybitny film. Kosmiczne widowisko ze sztuczną magią animacji CGI, ale sugestywnym przedstawieniem elementów mroku i niesamowitości. Ostateczny werdykt – Strange, but cool!