Pomyślcie sobie o tym, jak brawurowa i niecodzienna musiałaby być akcja, w której rebeliancki oddział – na czele z Leią, Lukiem i Hanem Solo – stara się nie tyle zniszczyć, a przejąć gwiezdny niszczyciel typu Imperial! Kosmiczna misja. I właśnie takiemu zadaniu w głównej mierze poświęcony jest najnowszy numer „Star Wars Komiks”.

star wars komiks

Opracowaniem scenariusza historii „Ostatni lot gwiezdnego niszczyciela” jest Jason Aaron, autor dobrze znany polskim czytelnikom, a to choćby za sprawą serii „Thor: Gromowładny”. Amerykanin jest zresztą autorem wszystkich komiksów z tej serii. Jednak zanim poznamy kulisy rebelianckiej misji, to dane będzie nam zapoznać się z kolejnym fragmentem „Z dzienników Bena Kenobiego”. Czas akcji datuje się na okres pomiędzy „Zemstą Sithów” a „Nową nadzieją”.

Jest to już trzecia część relacji prowadzonej przez Kenobiego, którą, a jakże, obmyślił Aaron, natomiast rozrysował Mike Mayhew. I zrobił to w mistrzowskim, fotorealistycznym stylu, dzięki czemu opowieść zyskuje po pierwsze na wyrazistości, po drugie zaś bez trudu można byłoby wyobrazić sobie, że poszczególne sceny mogłyby stanowić materiał pod aktorski film. Zresztą, dzieje Obi-Wana na Tatooine to arcyciekawy temat, o czym wiemy choćby z trzeciego sezonu „Star Wars: Rebelianci”.  Prosta, sensownie prowadzona historia, w której dawny mistrz Anakina mierzy się z czarnym Wookiem, łowcą nagród polującym na rodzinę młodego Luke’a.

Natomiast główna historia jest dosyć nieoczywista i całkiem zaskakująca. Dobry jest już sam początek, w którym poznajemy oddział Scar, a więc drużynę imperialnych komandosów, którzy bynajmniej nie pudłują strzelając z blasterów. To zespół charakterników bezpardonowo radzących sobie z rebelianckimi szumowinami. Co więcej, Aaron pokazuje również, że druga strona galaktycznego konfliktu wcale nie jest pozbawiona racji – wszak dla niektórych mieszkańców Imperium przyniosło wyzwolenie. Wielkie plus za przedstawienie tak odmiennej perspektywy.

Nie znaczy to jednak, że Luke, Leia i Han Solo w interpretacji Aarona wypadają sztampowo. Nic z tych rzeczy. Opowieść o wielkiej trójce jawi się w bardzo zwariowany sposób. Podejrzewam, że dla niektórych, co bardziej hardcore’owych fanów gwiezdnej sagi może to być jakiś problem. Dość powiedzieć, że księżniczka Alderaanu i słynny przemytnik w pewnym momencie, nie zważając na ryzykowne okoliczności, urządzają sobie wyścig po statku a to po to, aby wyłonić dowódcę „Harbingera”, jak zwie się imperialny niszczyciel. Nietypowe akcenty komediowe nie przekreślają jednak osobliwego nastroju historii. Jest bezkompromisowo, z pazurem, choć miejscami nieco nieprawdopodobne. Space-opera, w której nie brakuje akcji. No i największego złoczyńcy galaktyki. Szkoda jednak, że stosunkowo szybko zmarginalizowano działania oddziału Scar. Całkiem sprawnie z oddaniem wizualiów radzi sobie Jorge Molina, choć miejscami widać, że młodemu twórcy z Meksyku brakuje jeszcze obycia – nic dziwnego, to dla niego pierwszy tytuł ze świata „Star Wars”.

„Star Wars Komiks: Ostatni lot gwiezdnego niszczyciela” to lektura lekka, rozrywkowa i niezobowiązująca. Aaron udowadnia, że ciekawych pomysłów na tworzenie kolejnych opowieści w nowym kanonie zdecydowanie mu nie brakuje, co nie znaczy, że wszystkie koncepty oddają ducha klasycznej sagi. Moc jest w tym numerze umiarkowanie silna, a przejawia się zwłaszcza w epizodzie poświęconym Obi-Wanowi. Samotny Jedi potrafi przyciągnąć uwagę.

Za egzemplarz komiksu serdeczne podziękowania dla wydawnictwa Egmont.

klub-swiata-komiksu

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here