Samuraj Jack, międzywymiarowy podróżnik, który porusza się poza czasem i pomiędzy miejscami… powrócił! I to nie tylko za sprawą nowego sezonu serialu animowanego, ale również dzięki komiksowi. Kultowy heros Genndy’ego Tartakovsky’ego w Polsce pojawił się na zaproszenie Studia JG.
Rzecz jasna mowa jest tutaj o komiksowej serii opracowanej przez Jima Zuba (scenariusz) oraz Andy’ego Suriano (rysunki), którą w latach 2013-2015 oryginalnie przygotowywało IDW Publishing. Zbiorczy album inicjujący polskie wydanie opatrzony jest tytułem „Sploty czasu”. Tyle słowem kronikarskiego wstępu! Czas na odrobinę magii.
Czarowność animowanych opowieści o Jacku zawsze opierała się dla mnie na różnorodności. Popkulturowych nawiązaniach, przetworzeniu dobrze znanych wzorców fabularnych, scenograficznych zdobieniach, no i efekcie zaskoczenia. Bo co epizod, to coś nowego. I dokładnie w ten sposób skonstruowany jest pierwszym album ze scenariuszem Zuba, który odtworzył, jak to ładnie zostało ujęte we wstępie, „przyszłość należącą do Aku”. Jest to, moi drodzy, wycinek z prawdziwego mikrokosmosu.
A stało się tak, że… tym razem Jack napotkał na swojej drodze tajemniczego wieszcza, który skrywa się w świątyni zaszytej gdzieś pomiędzy piaskami pustyni. Widzący Soule, bo o nim wszakże mowa, przekonuje, że niezawodnym sposobem, dzięki któremu samuraj będzie mógł wrócić do swojej rzeczywistości, jest magia związana z artefaktem znanym jako Sznur Eonów – potęgi przedmiotu doświadczył już kiedyś Aku. Odszukanie włókien zniszczonej relikwii może natomiast przywrócić moc władania czasem.
I się zaczyna. Samuraj Jack, powodowany niesłabnącą nadzieją na powrót do domu, wkracza na niepewną ścieżkę przeznaczenia! Kogo nie spotka, gdzie nie trafi! Scenarzyście udało się zaserwować tak szalenie urozmaicone przedstawienia. Niby banał, ale po prostu miejcie świadomość, że „Sploty czasu” to zbiór rozmaitych opowiaste – każda z nich ujęta na kilku stronach, spuentowana w zapadający w pamięci sposób. Jest melancholijnie, miejscami zabawnie i totalnie czuć, że jest to część znacznie większej odysei.
Jack trafia między innymi do świata przywodzącego na myśl skojarzenia z antyczną Grecją, w którym Gloer Wspaniały, obrońca osady Grantus, musi mierzyć się z demonami przeszłości – poczuciem klęski. Dane będzie nam również zobaczyć władczynię zimowego królestwa, piękną, choć chłodną (zdystansowaną!) Krystle, której tajemnica nieśmiertelności również wiąże się z eonami. A ponadto walka z demonicznymi bliźniakami, mistrzami orientalnego miecza, monstrualnym pająkiem Dreeznem czy wreszcie wizyta w… futurystycznej korporacji (samo słowo brzmi strasznie) zarządzanej przez Aku.
Jim Zub fenomenalnie odrobił swoją lekcję – oddał nastrój najlepszych kreskówkowych historii, potrafił wyciągnąć z nich odpowiednio zróźnicowane emocje. Jest awanturniczo, jest nostalgicznie. Doskonałą pracę wykonał Andy Suriano, który zachował charakterystyczny styl animacji, a przy okazji sprawił, że dzięki pomysłowemu rozmieszczeniu poszczególnych kadrów faktycznie ma się wrażenie oglądania jednego z wielu odcinków serialu Genndy’ego Tartakovsky’ego.
Fantastycznego, nomen omen, dzieła dopełnił natomiast Josh Burcham, kolorysta 5 pierwszych zeszytów z serii. Jego pracę uznawałbym zresztą za najbardziej wartościową. Bo wiadomo, przygody Jacka to właściwie samograj, ale kwestia nie tylko, jak to się opowie, ale i przedstawi. Intensywne barwy wzmagają niejednoznaczny nastrój, a paleta barw sprawia bardzo, bardzo (naprawdę – bardzo!) psychodeliczne wrażenie. Czuje się, że to mistyczna podróż w czasie. I przestrzeni.
Bardzo zacnie rozpoczęła się komiksowa seria „Samuraja Jacka”. Dla osób zaznajomionych z kreskówką będzie to nostalgiczna wyprawa i odszukiwanie dobrze znanych elementów, dla nowych zaś – niezła sposobność, aby poznać kultowego herosa. Odyseja trwa w najlepsze, warto w niej uczestniczyć.
Za egzemplarz komiksu serdeczne podziękowania dla Wydawnictwo Studio JG.
mam w planach i lekturę, i pisanie