Opowieść o końcu, ale i początku świata. Harmonijny, symboliczna, wielowątkowa… „Flow” to prawdziwe odkrycie. Zilbalodis, łotewski reżyser animowanego filmu, ukazuje piękno utraconego czasu, echo minionych lat, a może prościej… obraz ludzkiej post-apokalipsy w świecie, w którym jedynym ocalałymi są zwierzęta… Animacja w polskich kinach jest dostępna za sprawą So Films.
Przypowieść o końcu cywilizacji
Jak będzie wyglądać koniec świata? „Flow” może zwiastować pewne rozwiązania. Filmowa opowieść rozpoczyna się od intrygującego założenia: tajemniczej powodzi, która zalewa znany świat. Nie jest to jednak apokalipsa ostateczna, choć chaos łączy się z potęgą żywiołu. Chyba największą wartością animacji można znaleźć w tych pojedynczych kadrach, kiedy obraz zastyga w zupełnym ciszy przedstawiając cmentarzysko z reliktami cywilizacji człowieka.
Cudotwórstwo w spektaklu ciszy
„Traktuję świat przedstawiony przede wszystkim jako przedłużenie tego, co czują nasze postacie. To nie jest tylko ładna dekoracja, wszystko jest tutaj funkcjonalne. Wszystko jest po coś…” – deklaruje Gints Zilbalodis, łotewski reżyser animacji nominowanej do Oscara. I trudno się z takim stwierdzeniem nie zgodzić, bo wydaje się, że w tej opowieści faktycznie posiada jakieś ukryte znaczenie. Nawet niedokończona figurka z drewna, pozostawiona samotnie na stolarskim stole, gdzieś na końcu świata…
Animacja jako uniwersalny język
„Flow” stanowi wreszcie niezbity i kolejny dowód na to, że animacja nie jest tylko rozrywką dla dzieci. Choć najmłodszym kinomanom ten seans z całą pewnością również powinien przypaść do gustu. To medium, które pozwala dotrzeć do widzów w każdym wieku, poruszyć ich emocje i skłonić do refleksji. Zilbalodis stworzył świat pełen poezji i symboliki, wymagając jednak od widza uwagi oraz koncentracji. To ważna uwaga, jednak naprawdę warto jest się porwać przygodzie.
Absolutnie magiczna animacja, niesamowite doświadczenie.