Już od 29 listopada w kinach w całej Polsce będziecie mogli zobaczyć Trefliki w przepięknej, ciepłej historii pt. „Trefliki ratują Święta”. To niezwykła świąteczna opowieść, która roztopi najtwardsze serce! W jaki sposób zdefiniować kino familijne? Co jest najważniejsze w świątecznej opowieści? Czym jest współpraca scenarzysty i reżysera w procesie realizacji filmu? O tym właśnie, między innymi, rozmawiamy z Piotrem Ficnerem, reżyserem animacji „Trefliki ratują Święta”.
Zastanawiam się, co było główną inspiracja do stworzenia świątecznej historii o Treflikach? Czy były jakieś konkretne wspomnienia z dzieciństwa lub motywy z popkultury, które chciał Pan uwzględnić w swoim filmie?
Pomysł na film o tematyce świątecznej pojawiał się w KAZ Studio kilkakrotnie, ponieważ brakowało w serialu „Rodzina Treflików” tego tematu. Producent chciał wypromować uniwersum Treflików również za granicą i potrzebował czegoś nowego, czegoś świeżego, a jednocześnie temat świąteczny wydawał się tak uniwersalny w kulturze zachodu, że zdecydował się podjąć taki temat. Następnie zlecono napisanie scenariusza Roksanie Jędrzejewskiej-Wróbel oraz Wojciechowi Wróblowi, którzy są znany między innymi za sprawą „Pamiętników Florki”. Przypadek trochę zdecydował o tym, że w 2021 wyreżyserowałem w studio reklamę świąteczną dla naszego partnera Trefl SA, która spodobała się producentowi – tak też zaproponowano mi reżyserię filmu świątecznego o Treflikach.
Jakie były główne cele, które chciał Pan osiągnąć, w czasie tworzenia animacji? „Trefliki ratują święta” to kino familijne, więc gatunek, który powinien docelowo trafić do jak najszerszego grona odbiorców, tworząc doświadczenie międzypokoleniowe – czy zgodzi się Pan z takim założeniem?
Bardzo lubię kino familijne i zawsze w animacji ten nurt był dla mnie najbliższy. Wiele lat pracowałem jako animator, tworzę też własne scenariusze i projekty plastyczne, poznałem wiele aspektów produkcji kina familijnego. Nie jest to łatwy gatunek, ponieważ musimy patrzeć na scenariusz przez pryzmat 3-latka, ale i 50-latka, nie chcemy by dziadek w kinie się nudził, zabierając wnuki na film, ale też musimy mieć pewność, że kilkulatek zrozumie fabułę… Jest tak również z projektami plastycznymi, musimy to wszystko dobrze wyważyć, żeby było atrakcyjne w odbiorze dla różnych widzów, prowadzenie kamery i montaż nie może być zbyt szybki dla małych widzów, ale przecież nie chcemy zanudzić starszych odbiorców rozciągniętymi w czasie statycznymi kadrami…
Czy w czasie pracy koncepcyjnej nad filmem starał się Pan wykorzystać konkretne wzorce – archetypy postaci, motywacje, fabularne rozwiązania – zarówno znane z polskiej, jak i zagranicznej animacji?
Myślę, że już w trakcie opracowywania scenariusza i storyboardu miałem przed oczami takie filmy, jak „Grinch”, „Opowieść Wigilijna”, „Kevin sam w domu” i wiele innych, które inspirowały mnie w dzieciństwie. W domu posiadam wiele płyt DVD z filmami, w 80% są to filmy animowane, które czasami oglądam z rodziną. Niestety, w polskiej animacji ten temat nie pojawia się zbyt często, dlatego też z tego powodu mieliśmy tym większą ochotę podjąć wspomniany temat właśnie w filmie. Zdradzę, że duet Święty Mikołaj – Renifer był trochę inspirowany Shrekiem i Osłem z filmu „Shrek” i widzowie na pewno to zauważą. Postać Berta za to to trochę zmiksowanie osobowości Grincha czy Scroodge’a, ale staraliśmy się jednak tworzyć własne interpretacje i mieszankę archetypów.
Jakie wartości chcą Państwo przekazać młodym widzom za pomocą tej animacji? Czy chodziło o podkreślenie znaczenia rodziny, przyjaźni, czy może czegoś innego?
Każdy widz na pewno znajdzie swoje znaczenia i interpretacje, w filmie jest trochę dialogów dotyczących istoty świąt, tego co bohaterowie animacji uważają za ważne, a fabuła z drugiej strony też, ale pod innym kątem pokazuje nam wartości, związane z Bożym Narodzeniem. Rodzina zajmuje ważne miejsce, ale też przyjaźń, umiejętność wybaczania, czy podejmowanie wyzwań, wiara we własną sprawczość. To bardzo ważne dla dzieci, aby czuły, że są istotną częścią rodziny i sąsiedztwa. Film trwa łącznie z bonusowym intro 45 minut i niełatwo było zawrzeć wszystkie wartości, które są dla nas ważne, ale dajemy do zrozumienia, że w Święta prezenty czy bombki wcale nie są najważniejsze…
Co stanowiło największe wyzwanie, a co przyniosło największe poczucie satysfakcji w czasie realizacji filmu „Trefliki ratują święta”?
Bardzo ważne dla mnie jako twórcy było osiągnięcie pewnego poziomu w fabule, aby była wciągająca i emocjonująca oraz żeby warstwa wizualna dorównywała tego typu produkcjom światowym. Historia dla mnie musiała zawierać w sobie elementy kina akcji: śledztwo, tajemnica, pościg, pojedynek, starcie dobra ze złem. Nie ma dobrego filmu bez dobrego humoru – potrzebne były elementy komedii, więc próbowaliśmy z moim zespołem wymyślać różne gagi czy teksty, które rozweselą widza, ale wszystko to byłoby płaskie i puste, gdyby nie dramat: mamy złego bohatera, który doznaje współczucia, miłości ze strony innych, jest to element, który wzrusza widzów, czują, że świat może być lepszy, piękniejszy i bardziej sprawiedliwy.
To wszystko podkreśla muzyka ilustracyjna, skomponowana przez Piotr Kubiaka, z którym postanowiliśmy poważnie potraktować młodego widza i stworzyć soundtrack, o bogatej instrumentacji.
Interesujące są również aspekty wizualne filmu.
Co do warstwy wizualnej to świat Treflików poszerzył się o przestrzeń wirtualną, zmieszaliśmy animację poklatkowo-lalkową z animacją 3D, layouty w filmie zostały wygenerowane w Blenderze przez artystów cyfrowych, ale scenografia pierwszoplanowa i lalki zostały wykonane przez świetny zespół artystów plastyków, oświetlone i skadrowane przez Jana P. Trzaskę, który nadał tym elementom głębię oraz koloru… Wszystkie kadry to zderzenie ciepłych, a także zimnych barw, bawiliśmy się tymi kontrastami na planie, aby wydobyć określoną „magię” świąt… Dodatkowe efekty wizualne, jak na przykład padający śnieg, dopełniły obraz.
Chciałem udowodnić, może sobie, a może i innym, że w naszym kraju można produkować filmy animowane na wysokim poziomie artystycznym, które spodobają się szerszej publiczności.
Jak chciałby Pan, aby widzowie zapamiętali tę historię? Czy jest jakieś konkretne przesłanie, które chcieliby Państwo, aby zostało w ich sercach?
Uważam, że pierwszą funkcją animacji jest rozrywka, chodzimy do kina, żeby się dobrze bawić, zapomnieć na chwilę o otaczającej nas rzeczywistości. Drugą funkcją animacji jest wychowanie czy edukacja, przesłanie. Dlatego niechętnie oglądamy filmy, w których te funkcje są zamienione miejscami. Chciałbym, żeby nasza animacja spodobała się publiczności, żeby rodziny wracały do tej opowieści, uważam, że film jest wart tyle, ile widz z niego wyniesie. Jeżeli historia jest płytka, to nie wiele po niej zostaje… Nam przyświecała taka myśl, że Boże Narodzenie to czas dla rodziny, czas, aby się kochać, wspierać i sobie wybaczać. Chciałbym, żeby widzowie filmu przede wszystkim dobrze się bawili, a jeżeli historia zainspiruje ich do czynienia dobra… to będzie dla nas wielki komplement.
Piotr Ficner – rocznik 1984, ukończył Uniwersytet Opolski w 2008 roku, uzyskując tytuł magistra sztuki, tworząc animację poklatkową. Później okazało się, że to jego życiowa pasja. Od ukończenia studiów pracował jako animator w serialach animowanych dla dzieci filmach pełnometrażowych w Polsce, Czechach, Wielkiej Brytanii i Słowenii. Wyreżyserował kilka reklam, a ostatnio 30-minutowy świąteczny „Trefliki Ratują Święta”, który od 29 listopada można oglądać w polskich kinach. Obecnie pracuje jako reżyser z żoną, Ilenią Cotardo, nad nowym serialem telewizyjnym „Limonek i Bezia”.