Już od 29 listopada w kinach w całej Polsce będziecie mogli zobaczyć Trefliki w przepięknej, ciepłej historii pt. „Trefliki ratują Święta”. To niezwykła świąteczna opowieść, która roztopi najtwardsze serce! W jaki sposób zdefiniować kino familijne? Co jest najważniejsze w świątecznej opowieści? Czym jest współpraca scenarzysty i reżysera w procesie realizacji filmu? O tym właśnie, między innymi, rozmawiamy z Roksaną Jędrzejewską-Wróbel, współautorką scenariusza animacji „Trefliki ratują Święta”.

Inspiracje i motywacje, czyli kontury świata przedstawionego

Trefliki, bohaterowie serii książek, puzzli, gier oraz seriali tej zimy zadebiutują na dużym ekranie. To piękna uroku i wdzięku historia, która pozwoli dzieciom odkryć prawdziwą magię Świąt Bożego Narodzenia… Co zainspirowało Państwa do stworzenia świątecznej historii o Treflikach? Czy była to osobista anegdota, ulubiona tradycja świąteczna czy może chęć stworzenia nowej, oryginalnej opowieści?

Uwielbiam to opowiadanie Tove Jansson, w którym Muminek budzi się przypadkiem z zimowego snu i jest przekonany, że nadciąga jakiś Armagedon – wszyscy dookoła pędzą w pośpiechu i przerażeniu. Tymczasem okazuje się, że to tylko… Święta. Bo Boże Narodzenie to czas spore wyzwanie – czas tak piękny, jak i trudny. Sprzątamy, kupujemy prezenty, gotujemy, pieczemy pierniczki, rozwieszamy światełka i strasznie się stresujemy, bo chcemy, żeby było jak najpiękniej. W tej pogoni, do absurdu nakręcanej przez zakupowe szaleństwo, zapominamy o tym, co najważniejsze. Po co właściwie chcemy usiąść razem przy wigilijnym stole?

Innymi słowy, naprowadza nas Pani w ten sposób na odczytanie wartości związanych z rodziną, familijnym czasem… Jakie były zatem główne cele, które chcieli Państwo osiągnąć, tworząc tę animację? Czy chodziło o rozbawienie dzieci, przekazanie ważnych wartości, realizacja doświadczenia międzypokoleniowego… a może połączenie tych wszystkich elementów?

Wydaje mi się, że w twórczości dla dzieci chodzi o połączenie atrakcyjnej dla nich formy z wartościami i głębszym przesłaniem. I taki miał być też ten film – opowiadać o ważnych, bliskich młodym widzom sprawach z poczuciem humoru. Dla dzieci punktem odniesienia jest rodzina, dlatego w filmie pojawiają się tak rodzice, jak i dziadkowie Treflików. Każde pokolenie reprezentuje nieco inne podejście do świąt. Dzieci są w przyszłości – niecierpliwą się, czekając na prezenty, chcą przyspieszyć zegar. Dla rodziców istnieje tylko teraźniejszość – kurczowo trzymają się planu, skreślając z niego kolejne pozycje, jakby święta zależały od odkurzonych dywanów. Z kolei dziadkowie, są bardziej zanurzeni w przeszłości i wspomnieniach. Ważnym symbolem jest złota gwiazda wykonana w dzieciństwie przez mamę Treflika i Treflinki. Zatykana co roku na czubek choinki, przez lata miała za zadanie przyciągać do domu wszystkich członków rodziny, żeby mogli usiąść razem wokół stołu. To „razem” jest tu najważniejsze.

Proszę powiedzieć, czy w czasie pracy koncepcyjnej nad filmem starali się Państwo wykorzystać konkretne wzorce – archetypy postaci, motywacje, fabularne rozwiązania – zarówno w polskiej, jak i zagranicznej animacji?

Oczywiście! Bert to przecież bliski kuzyn Scrooge’a i Grincha, czołowych świątecznych malkontentów, a dialogi Mikołaja i Renifera przypominają tak rozmowy Mamuta i Leniwca z „Epoki Lodowcowej” jak i przekomarzania Osła i Shreka. Natomiast jeśli chodzi o tytuł, który nawiązuje do całej plejady postaci ratujących święta, to już decyzja producenta.

Proces twórczy, czyli koncepcja fabuły

Jak wyglądał właściwie proces tworzenia scenariusza? Czy od początku mieli Państwo gotową, wykrystalizowaną koncepcję fabuły, czy może historia ewoluowała w trakcie pracy nad tekstem?

Ewoluowała i to mocno. Naszym zadaniem na etapie scenariusza było stworzenie 25 minutowego filmu telewizyjnego. Tymczasem, w trakcie prac nad filmem podjęto decyzję o wydłużeniu go o prolog i krótki epilog, o czym nie mieliśmy pojęcia. Wielka szkoda, bo oboje z synem mieszkamy w Trójmieście, tam też mieści się studio animacji. Nie było żadnego problemu ze spotkaniem i omówieniem zmian. Gdyby nas tylko poproszono, chętnie rozpisalibyśmy niektóre sceny, co pogłębiłoby znaczenie postaci i wydobyło bardziej sensy filmu. Podczas pobytu w San Francisco odwiedziłam kiedyś Muzeum Disneya, a w Los Angeles widziałam wystawy poświęcone tej najsłynniejszej wytwórni filmów dla dzieci, na których zgłębiano jej fenomen. Podstawą był szacunek dla dziecka, a co za tym idzie wielka pieczołowitość dla każdego etapu produkcji. Jej bazą był scenariusz czyli ciekawa, ale też wiarygodna i konsekwentna logicznie opowieść. Dzieci są doskonałymi obserwatorami, widzą o wiele więcej niż nam, dorosłym się wydaje.

Familijna koncepcja, wzór nieoczywistej, ujmującej historii, to efekt pracy zespołu. Zastanawiamy się, jak wyglądała współpraca z reżyserem, a także innymi członkami ekipy?

Na początkowym etapie powstawania scenariusza konsultowaliśmy go z reżyserem Piotrem Ficnerem. Do dalszych etapów produkcji nie zostaliśmy już zaproszeni. Dlatego też nie wiedzieliśmy, jak już wspomniałam, że w międzyczasie zmieniła się cała koncepcja filmu – z telewizyjnego stał się on produkcją kinową. To spora różnica – tak jeśli chodzi o czas, jak i sposób opowiadania historii. Tak więc ta współpraca miała zupełnie inny charakter niż to, czego doświadczyłam przy produkcji „Pamiętnika Florki” na podstawie serii moich książek. Producentem serialu był Anima-pol z Łodzi, z którym przez cały okres pracy byłam w nieustającym kontakcie. Jeździłam regularnie na spotkania w studiu, a nad całością czuwał wspaniały Stanisław Lenartowicz – nieżyjący już opiekun polskiej wersji „Ulicy Sezamkowej”. Do dziś z sentymentem wspominam rozmowy z nim o każdym z 52 odcinków serialu. Dbał o szczegóły, zwracał uwagę na pozornie nieistotne drobiazgi, to było fantastyczne, dużo się wtedy nauczyłam. Tak samo ważna była współpraca z reżyserem Januszem Martynem, który koordynował pracę innych reżyserów. A to wszystko brało się z wielkiego szacunku do dziecka i wiedzy, że sztuka dla niego powinna być zawsze najwyższej jakości. Szefowa Anima-polu Jadwiga Wendorff, która przez lata była dyrektorką kreatywną w kultowym Semaforze, miała tego świadomość. Dużo rozmawiałyśmy o tym, na czym jej zależy, jaki efekt chce osiągnąć produkując serial o Florce. Właściciela KAZ-studia, czyli producenta Treflików, nigdy niestety nie poznaliśmy.

Styl postaci i charakter świata przedstawionego

Jak powstały postaci Treflików? Czy były one inspirowane jakimiś rzeczywistymi osobami lub zwierzętami? Jaki był cel stworzenia świata Treflikowa?

Treflikowo zostało wymyślone wiele lat wcześniej, zanim my zostaliśmy zaproszeni do współpracy i prawdę mówiąc pochodzenie Treflików także dla nas owiane jest tajemnicą. Czy są kosmitami? A może jakimś nieznanym plemieniem psogłowych? Nie wiadomo. Zasiadając do pisania korzystaliśmy więc ze świata już zastanego, wprowadzając do niego jedynie postać nienawidzącego świąt, ponurego i samotnego Berta. Dorzuciliśmy też klasycznych świątecznych bohaterów, czyli Mikołaja i Renifera, którzy nieustannie się sprzeczają, jednak darzą się wielką czułością. Naszym zamiarem było też dodanie życia i charakteru Robobotowi – obecnemu już w świecie Treflików. Jest on równie jak Bert samotny, ale radzi sobie z tą samotnością zupełnie inaczej. W Bercie Święta Bożego Narodzenia budzą tęsknotę, której nie może znieść, więc jego sposobem jest odcięcie się od niej, ucieczka we wściekłość. Robobot natomiast nie traci nadziei – wysyła mnóstwo kartek ze świątecznymi życzenia i wciąż zagląda do skrzynki z nadzieją, że sam otrzyma choć jedną.

Przesłanie i wymowa filmu

Jakie wartości chcą Państwo przekazać młodym widzom za pomocą tej animacji? Czy chodziło o podkreślenie znaczenia rodziny, przyjaźni, czy może czegoś innego?

Pościg za uciekającymi bombkami, będący osią filmu, miał pokazać absurd tego świątecznego wyścigu, w którym dla jednych najważniejszą stawką jest pięknie udekorowane drzewko, dla innych – wspaniałe prezenty, a dla kogoś jeszcze – wysprzątany na błysk dom i przysłowiowe 12 potraw na stole, których zdjęcia zamieścimy potem w mediach społecznościowych. Podczas filmu wielokrotnie pada pytanie – co jest najważniejsze w świętach i każdy z bohaterów ma na nie inną odpowiedź. Tymczasem prawda jest taka, że jak gwiazda betlejemska prowadziła Trzech Króli do stajenki, tak nas prowadzi do stołu wigilijnego tęsknota za bliskością i przejrzenie się w oczach drugiego człowieka. Lub robota, bo paradoksalnie jedynym bohaterem, który ma tego świadomość jest w filmie Robobot – metalowa konstrukcja ze śrubami zamiast uszu.

Jak chcieliby Państwo, aby widzowie zapamiętali tę historię? Czy jest jakieś konkretne przesłanie, które chcieliby Państwo, aby zostało w ich sercach.

Chciałabym, żeby dzieci wyszły z kina z w lepszych nastrojach niż do niego weszły. I z przekonaniem, że jeśli nawet w święta zabraknie nam bombek, a może nawet i choinki, to jeśli mamy obok siebie ludzi, którzy nas kochają, jest to najwspanialsze Boże Narodzenie ever.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here