„Ethel & Ernest” to niezwykła animacja o całkiem zwykłym życiu… rzec by można – prozaicznym życiu. I naprawdę trudno jednoznacznie określić, czy można z czystym sumieniem, pełnym przekonaniem polecić tę animację. Choć historia jest ujmująca. Pełnometrażowy film jest dostępny na platformie SkyShowtime Polska.
Prosta i prawdziwa historia życia tytułowej pary. Ethel i Ernest prowadzą nas przez 50 lat historii Wielkiej Brytanii widzianej zza przydomowego ogródka, herbaty o piątej i wyrazistego podziału klasowego. Wielki Kryzys lat 30., II wojna światowa, narodziny telewizji i inne wydarzenia zostały ukazane w prywatnej perspektywie.
Wątpliwości, które mam w kontekście oceny filmu, wiążą się z tym, że chyba nie do końca wykorzystano potencjał historii. Bo to jest po prostu kameralna opowieść o rodzinnym (nie)szczęściu, a także zmianach (kulturowych, społecznych, cywilizacyjnych), które dotknęły małżeństwo i ich syna.
A z drugiej strony, cóż, film jest zgodny z opisem – twórcy nie obiecywali nic poza tym, co w oficjalnej zapowiedzi. To faktycznie pocztówka z epoki – zmieniającej się, burzliwej, ukazującej codzienność w niecodziennej formie.
Swoją drogą, animacja jest ekranizacją komiksu Raymonda Briggsa, syna Ethel i Ernesta, co dodaje bardzo ciekawy kontekst do oceny animacji, bo wątek autobiograficzny jest tutaj bodaj kluczową składową.
Muszę jeszcze się z tym filmem oswoić, żeby stworzyć pełnoprawną recenzję, natomiast „Ethel & Ernest” może przyciągnąć uwagę, to pewne.
Raymond Briggs jest jednym z najbardziej znanych brytyjskich autorów kreskówek oraz książek dla dzieci. Jego „The Snowman” (1978) do dziś co święta jest księgarnianym hitem, a powstały na jego podstawie film animowany był nominowany do Oscara w kategorii „najlepszy animowany film krótkometrażowy” w 1983 roku (wygrało „Tango” Rybczyńskiego).