Bezkompromisowy humor, popkulturowe smaczki, nawiązania do polityki, kultury, sportu, showbiznesu. „Family Guy” to jeden z najodważniejszych seriali animowanych, który od lat cieszy się niesłabnącą popularnością. W czym tkwi fenomen kreskówki? O tym właśnie, między innymi, opowiedział mi niedawno Bartek Czartoryski, znawca kultury popularnej, ceniony dziennikarz, autor bloga KillAllMovies, a także wzięty tłumacz, który zajął się przekładem książki „Family Guy. Za kulisami” od wydawnictwa SQN. Zaintrygowani?


Na początek zacznijmy od tego, co tak naprawdę skłoniło Cię, aby zająć się tłumaczeniem książki o „Głowie rodziny”?

Mogę chyba powiedzieć, że jestem docelowym tłumaczem wydawnictwa SQN, z którym współpracuję już – mniej więcej – od dekady, jeśli chodzi o książki skoncentrowane na popkulturze. Zadeklarowałem zresztą, że „Głowa rodziny” jak najbardziej znajduje się na orbicie moich zainteresowań. Praca nad tym tytułem była też dla mnie okazją, aby odświeżyć sobie tę kreskówkę, zwłaszcza co lepsze kawałki – bądź to niektóre fragmenty, bądź to całe epizody. I to stanowiło dodatkową frajdę, gdy zajmowałem się przekładem.

Jakie wartości odnalazłeś w „Głowie rodziny”? I czy pamiętasz emocje, które towarzyszyły Ci przy seansie pierwszych odcinków serialu?

Poznanie tego serialu było dla mnie swoistą rewolucją. Choć może nie do końca, bo przecież wiedziałem, że istnieją kreskówki dla dorosłych. Mimo wszystko „Głowa rodziny” przekraczała granice, które wcześniej ustanowili na przykład „Simpsonowie”. W serialu Setha MacFarlane’a zaserwowano humor odważny, bezkompromisowy, niekiedy naprawdę wulgarny. Twórcy nie bali się dociskać pedału gazu. I to było dla mnie, w pewien sposób, nowatorskie. Dzięki tej produkcji zrozumiałem, że w animacji dla dorosłych można pokazać jeszcze więcej, można iść jeszcze dalej. Jest też oczywiście „South Park”, który poznałem mniej więcej w tym samym czasie, ale być może inny styl animacji, być może tematyka sprawiły, że to „Głowa rodziny” wpłynęła na mnie wówczas silniej.

„Głowa rodziny” posiada zresztą nieco niższy próg wejścia. Zgodzisz się? Przecież to tak naprawdę opowieść familijna!

Tak, zgodzę się. Bo też trzeba podkreślić, że „South Park” unurzany jest w kontekstach kulturowych, aktualnościach, kręci się ten serial właściwie z tygodnia na tydzień, a przynajmniej kiedyś tak było, jest animowany na bieżąco, więc trzeba być też na czasie z wydarzeniami politycznymi w USA, aby złapać dowcip. „Głowa rodziny” jest faktycznie serialem łatwiejszym do całościowego ogarnięcia. To produkcja bardziej uniwersalna, a przez to też atrakcyjniejsza dla nowego odbiorcy.

Atrakcyjna i niezwykle, niezmienne popularna, mimo że serial posiada łatkę bezkompromisowego, wulgarnego. Co jest według Ciebie przyczyną sukcesu i ciągle wysokiej oglądalności?

Chyba właśnie to, że w tym serialu tak naprawdę nikomu się nie upiecze. Jak mi się wydaje, ludzie oglądają „Głowę rodziny” między innymi, aby zobaczyć, kto w kolejnym odcinku dostanie przysłowiowego kopa w tyłek. Bo też „Głowa rodziny” jest serialem dla tych, którzy lubią i potrafią śmiać się z samych siebie. Przecież mamy tutaj amerykańską, a w domyśle – i szerzej – zachodnioeuropejską rodzinę ukazaną w krzywym zwierciadle. Brzmieć to może banalnie, ale takie jest odgórne założenie serialu, w którym najmądrzejszym członkiem rodziny jest pies.

Niespełniony pisarz, kobieciarz, który lubi nadużywać alkoholu.

No właśnie! I to już jest pewna transgresja, która się tam dokonuje. Sporo nam to mówi o podejściu twórców do widza i o wspomnianych na początku wartościach, bo mimo tego, że jest to familia, która non stop przeżywa wzloty, upadki, różnego rodzaju perypetie, a mimo to trzyma się razem. Ba, można powiedzieć, że u samej podstawy ten serial mógłby zostać postrzegany jako konserwatywny – wszak liczy się rodzina. A umiejętność inteligentnego wyśmiania wad, przywar, sparodiowania charakterów, satyrycznego ukazania takich czy innych grup społecznych, wyznaniowych, ideologicznych, jest wartością samą w sobie. Jeśli potrafimy śmiać się z takich rzeczy – no to jest to serial dla nas.

Czy było coś, co szczególnie zaskoczyło Cię w czasie pracy nad tym tytułem?

Podczas lektury książki można zrozumieć, jak wiele pracy potrzeba, aby stworzyć jeden odcinek takiego serialu. Ile artystów jest zaangażowanych w sam procesie preprodukcji. Ile trzeba materiałów, scenopisów, storyboardów, spotkań, potem nagrań, odsłuchu, ostatecznego montażu, żeby zaprezentować finalną historię. To czasochłonne i pracochłonne zajęcie, które wymaga ogromnej dozy kreatywności. I pomimo tego, że o filmach piszę już od kilkunastu lat, to wejście za kulisy „Głowy rodziny” było dla mnie niemałym zaskoczeniem.

W serialu znajduje się galeria niezwykłych postaci, ale zastanawiam się, z którym bohaterem najchętniej spędziłbyś trochę wolnego czasu?

Z Brianem i Stewie’em. To zresztą nierozłączny duet, dlatego wziąłbym ich w pakiecie. Wydają się postaciami, według mniej, najciekawszymi. Z jednej strony Stewie, osobnik naznaczony socjopatyczną wręcz chęcią zabicia swojej matki, a przy okazji geniusz budujący wehikuły czasu. Dzięki niemu możemy też zobaczyć – oczywiście w mocno przesadzonej, przejaskrawionej, czasami surrealistycznej wersji – jak dziecko mogłoby widzieć świat. A Brian? Kto by nie chciał usiąść przy kawie z inteligentnym psem, który potrafi mówić?

Gdybyś mógł przywołać jeden z ulubionych odcinków, to byłby to ten, w którym…

Pojawia się reklama ciasteczek Pepperidge Farm.

No dobrze, a komu szczególnie polecałbyś zapoznanie się z tym, co znajduje się „Za kulisami…” serialu?

Wszystkim, którzy chcą się dowiedzieć czegoś nie tylko o tym konkretnym serialu, ale i poznać kolejne etapy powstawania produkcji animowanej. No i „Głowa rodziny” to istne lustro, w którym odbija się kawał historii Ameryki, nie tylko tej popkulturowej.

Jesteście ciekawi, jaką historię mają wasze ulubione gagi z serialu? Z czego twórcom wolno było się śmiać, a które dowcipy nie przeszły? Sprawdźcie książkę „Family Guy. Za kulisami”  www.idz.do/family-guy 

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here