Seksowna agentka od spraw paranormalnych, która dzierżąc nietypowe trofeum – gadającą głowę Hitlera – walczy z hordą nieumarłych nazistów… czyż nie jest to idealna zapowiedź filmu? Właściwie mógłbym na niej poprzestać. Ale „The Haunted World of El Superbeasto”, animacyjne szaleństwo Roba Zombiego, zasługuje na zdecydowanie więcej stuknięć w klawiaturę.
Po kolei, zacznijmy zatem od twórcy: Rob Zombie, heavymetalowy muzyk, który tak naprawdę nazywa się Robert Bartleh Cummings, jest także pisarzem, reżyserem filmów (wiecie, że pobawił się też w świecie „Assassin’s Creed”?) i autorem komiksów. Obrotny Amerykanin specjalizuje się przede wszystkim w grozie ekstremalnej – jego domeną są horrory gore, a tytuły filmów takich jak „Bękarty diabła”, „Dom 1000 trupów”, dwie części remaków z serii „Halloween” czy „The Lords of Salem” stanowią dosyć czytelną wskazówkę, co do treści poszczególnych widowisk.
Przypadek „The Haunted World of El Superbeasto” jest natomiast dosyć szczególny, bo… całość zmiksowano z bardzo różnych konwencji. Mamy zatem heavymetalowy musical, kino sensacyjne, elementy humoru czarnego jak smoła, erotyczne wstawki – wyjątkowo pieprzne i zbereźne, a także pastiszowy horror. Pozornie wygląda to na dzieło szaleńca, jednak jeśli do wyliczanki dodamy jeszcze jeden, bodaj najważniejszy termin, wtedy (prawie) wszystko stanie się jasne. Na myśli mam: exploitation movie.
W obrębie filmów z tego nurtu – najczęściej niskobudżetowych, wulgarnych, bezkompromisowych i niemoralnych produkcji, które moglibyśmy opatrzyć po prostu sygnaturką „kina klasy B” – znaleźć można bowiem podgatunek nazi eploitation, różne slashery i splattery, historie o kanibalach czy seksownych lafiryndach. Domyślacie się zatem, że jest to jazda po bandzie. I na podwójnym gazie.
Na szczęście Rob Zombie wie, jak prowadzić taką machinę. Z głową – to znaczy przedstawiając prostą, ale wciągającą fabułę, a także z sercem – bawiąc się w cytowania do różnych dzieł popkultury. „The Haunted World of El Superbeasto” to historia meksykańskiego zapaśnika, który prowadzi małe studio filmowe, gdzie kręci erotyczne horrory, a po godzinach korzysta ze wszystkich uroków życia gwiazdy. Okazjonalnie (bardzo okazjonalnie) rozwiązuje też sprawy kryminalne. Jego siostra, blondwłosa seksbomba Suzi-X, jest natomiast super-agentką walczącą, między innymi, z nieśmiertelnymi żołnierzami dowodzonymi przez… Adolfa Hitlera.
Spokojna, ekhm, egzystencja rodzeństwa może zostać zaburzona przez demonicznego i niezrównoważonego Dr. Satana. Jego plan przejęcia władzy nad światem wiąże się zaś z poślubieniem striptizerki ze znamieniem diabła, niejakiej Velvet Von Black. Zapowiada się prawdziwa apokalipsa!
Chyba starczy tych szczegółów, prawda? Bo fabuła animacji to samograj. Absolutnie wszystko podporządkowane jest temu, aby wzbudzić szok i przyciągnąć uwagę. Albo na odwrót. Krwiożercze wilkołaki z ramienia SS? Obecne! (Swoją drogą – obczajcie ten zwiastun do nieistniejącego filmu Roba, pt. „Werewolf Women of the SS”) Narzeczona Frankensteina z filmów Universala, która czeka na pobudzającą minetkę? Zwarta i gotowa. Pościgi, strzelaniny, szalone eksperymenty, dzikie orgie. Wszystko w należytym porządku.
Najmocniej w pamięci pozostają sceny takie jak ta w barze ze striptizem, miejscówce, która ewidentnie inspirowana jest klubem „Titty Twister” z filmu „Od zmierzchu do świtu”. El Superbeasto po prostu rozprawia sobie o życiu z Jackiem Torrancem ze „Lśnienia”, który wraca z roboty (na co wskazuje siekiera!), sączy drina z Człowiekiem-Muchą (ukłony chociażby dla Cronenberga), a po chwili jest już zahipnotyzowany przez Velvet Von Black, demoniczną piękność w striptizowym szołbiznesie.
Rob Zombie postarał się, żeby całość przedstawienia była naprawdę niesamowicie pieprzna. Przede wszystkim w kontekście seksualnych obrazków. W tej animacji nie ma miejsca na subtelności, co… no cóż, uznać można za pozytyw. Twórcy mogli sobie bowiem pozwolić na przekroczenie nie tylko granic dobrego smaku, ale również gatunkowych, ciasnych niekiedy ram. Bawić się formą, popkulturowymi żarcikami. I to zdecydowanie wyszło.
Inna sprawa, że wielka w tym zasługa aktorów. El Superbeasto przemawia głosem aktora komediowego, Toma Papy (odpowiedzialnego za scenariusz filmu), w Susie-X wciela się Sheri Moon Zombie, a więc żona Roba, Paul Giamatti to Dr Satan, geniusz zła z polskimi korzeniami, Rosario Dawson mami i wodzi na pokuszenie jako Velvet Von Black… Jest pięknie! A, no i jeszcze absolutnie bombastyczne numery muzyczne.
Cóż powiedzieć – ten film jest el diabolo perfecto! Historia oparta jest zaś na komiksach z serii „Spookshow International”, autorskiego projektu Roba, publikowanego przez MCCreations. W 2009 roku, a więc przy okazji premiery animacji, ukazała się też graficzna opowieść „The Haunted World of El Superbeasto” wydana przy współpracy z Image Comics. Użycie większej ilości słów jest naprawdę zbędne. To trzeba zobaczyć:
Gdzie udało Ci się obejrzeć ten film?