Sherlock Holmes nie jedno ma imię. No dobrze, imię może jedno, ale inkarnacji – wiele. Jedną z nich jest „Sherlock Hound”, a więc serial animowany, w którym pomysły sir Artura Conana Doyle’a zyskały nietypową formę. Przede wszystkim ze względu na antropomorficznych bohaterów.
Całość jest, no cóż, dosyć luźną adaptacją prozy i opowiadań szkockiego twórcy, jednak absolutnie nic nie szkodzi! Bo liczy się sposób, w jaki zdecydowano się te pomysły przedstawić. XIX-wieczny anturaż uległ częściowej modyfikacji – nie brakuje elementów charakterystycznych dla steampunka. Alternatywny rozwój techniki opartej na parze podziałał stymulująco, a warto powiedzieć, że seria pochodzi z lat 1984-1985, czyli w czasie, gdy wcale nie było to takie popularne. A na pewno nie tak jak dziś.
Za 26 odcinkową serię częściowo odpowiadał między innymi Hayao Mizayaki, który wyreżyserował w sumie 6 epizodów. Na stanowisku reżysera najdłużej zasiadał zaś Kyosuke Mikuriya. Japoński „Sherlock Hound” stawiał przede wszystkim na oryginalność, a także dosyć awanturniczy sznyt – porwania, ucieczki, sprawa defraudacji mamony czy kradzież krabowatych figur koralowych… Czy coś w ten deseń! Co ciekawe, „Sherlock Hound”, to także tytuł serii pastiszowych książek autorstwa Brendy Sivers, w której występują psowato-ludzkie istoty.
Szczerze mówiąc… muszę sobie przypomnieć ten serial, do czego szczerze zachęcam również i Was! Tymbardziej, że w sieciowisku można to sobie legalnie łobczaić! Gdzie? Ano choćby: