O dwójce walecznych Galów, którzy stawiają czoła całemu Cesarstwu Rzymskiemu czytało się nie raz, nie dwa, nie trzy… A co z ich frywolną wyprawą na Wyspę Rozkoszy? I szalonymi zmaganiami z biurokracją? To już fragment rzeczywistości znanej z animacji „Dwanaście prac Asterixa”. Nadszedł czas, aby przypomnieć rysunkową perełkę.
Co by nie mówić – historia jest naprawdę oryginalna. Nie tylko ze względu na zmodyfikowaną wersję mitu o Heraklesie, ale również fakt, że scenariusz do filmu nie powstał w oparciu o żaden istniejący ówcześnie komiks. Czy komiksowa poetyka nie jest zatem wyczuwalna? Ależ skąd! Pracą nad produkcją z 1976 roku podjęli się bowiem Rene Goscinny oraz Albert Uderzo, autorzy oryginalnej serii „Asteriks”.
Francuscy twórcy postanowili pobawić się i poeksperymentować, jako że świat z „Dwunastu prac Asterixa” jest rzeczywistością nieco alternatywną względem kanonicznych historii obrazkowych. Rzymianie nie są na przykład świadomi istnienia magicznego napoju Galów, element magiczny łączy się zaś z absurdem, choćby dlatego, że przejście ze starożytnej Jaskini prowadzi wprost na jedną ze stacji paryskiego metra… Goscinny i Uderzo opracowali nietypowe widowisko atrakcji.
Zresztą, już główne założenie fabularne otwiera duże pole do twórczych popisów. Rzymianie uważają, że skoro Galowie są niepokonani, to – tak naprawdę – muszą być bogami. Aby obalić lub potwierdzić śmiałą tezę ustalono zakład: Asteriks i Obeliks muszą wykonać nietypowe prace na wzór misji greckiego herosa. Jeśli się im uda – wieczna cześć i chwała, pewnie kobiety, jadło, napitki… W innym przypadku – zdecydowanie mniej optymistyczny finał, a później napisy końcowe.
A jak już nadchodzi koniec, to pojawia się smutek i pytanie. Czy do wykonania jest naprawdę tylko dwanaście prac?! Cóż, koncepcje są na tyle pomysłowe, plastyczne i barwne, że równie dobrze można byłoby je rozłożyć na cały cykl. Animacja ma zaś kilkanaście mikro-rozdziałów poświęconych oddzielnym zadaniom. Na początku są zatem olimpijskie konkurencje oparte na prostych gagach, z czasem jednak zwiększa się trudność i złożoność wyzwań. Konsultacje z egipskim psychoterapeutą-hipnotyzerem? Stołowanie się u belgijskiego szefa kuchni? A później…
Crème de la crème, trzymając się kulinarnej terminologii, czyli wizyta na Wyspie Rozkoszy, gdzie miłosne sidła przygotowane są przez syrenie piękności, a nade wszystko skomplikowane zadanie w urzędzie. Antycznym przybytku administracyjnego prawa, ale w którym zasady i funkcjonowanie przypomina… istny dom wariatów. Czyli zupełnie jak dzisiaj, współcześnie. Druczek, podbicie, dodatkowe dokumenty, kolejny druczek, formularze, jeszcze jeden aneks do umowy, poprawki do wcześniejszego druczku, no i konsultacje sympatycznych pracowników. Aby żyło się lepiej!
Właśnie na takich elementach obudowana jest ta historia. Kontrolowane szaleństwo, absurdalny humor i parodystyczny charakter, czyli esencjonalna część komiksów z serii „Asteriks”. Przefiltrowanie współczesnych zachowań i obyczajów przez formułę rozrywkowej opowieści w czasach starożytnych, to doskonałe pomysły, które sprawdzają się w standardowym przedziale od 9 do 99 lat. Czysta radość, a przy tym świetna realizacja – komiksowe prace ożywione w formie animacji. Niebywale estetycznej, nieco groteskowej, w której baśniowość łączy się z mitologiczną rzeczywistością. Cud.
„Dwanaście prac Asterixa” zawiera także smaczki dla koneserów, jak choćby karykaturalne przedstawienie Brigitte Bardot pod postacią bogini Wenus. Ale nie tylko! Bo komiczna jest sytuacja, w której Juliusz Cezar stwierdza: „Brutusie, przestań się bawić nożem, jeszcze kogoś zranisz…”. A zadania? Przejść nad przepaścią, posuwając się po niewidzialnej nici. No i załatwić zaświadczenie A-38… Absurd, piękno, pomysłowość i fantazja, która zdaje się być nieśmiertelna. Pozycja do obowiązkowego przestudiowania!
Jesteście fanami historii z serii „Asteriks”? W takim razie poznajcie komiksową wersję „Dwunastu prac…”, odkryjcie opowieść, w której bohaterką jest córka Wercyngetoryksa, a na deser przeczytajcie wywiad z twórcami nowych komiksów!