Prawdziwie szalona, jedyna w swoim rodzaju, dzika, nieobliczalna… Na temat Harley Quinn można byłoby powiedzieć wiele, jednak z pewnością nie to, że sprawia wrażenie normalnej lub zrównoważonej. Wszakże w tym tkwi urok bohaterki. A czy z taką osobowością można dotrzeć do każdego?
Jak nietrudno jest zgadnąć – z całą pewnością nie. „Miejska gorączka”, pierwszy album o Harley z New 52, który niedawno ukazał się w naszym kraju, odznacza się humorem iście wybuchowym – to mieszanka czystego absurdu, seksualnych aluzji, popkulturowych smaczków, ale i niezbyt wyszukanych elementów, choćby zabawy fekaliami. Dosłowność przeważnie dominuje tutaj nad subtelnościami. Można byłoby powiedzieć, że opowieść ma w sobie sporo ze slapstickowego charakteru – awanturnicze przygody, fizyczność, przemoc, gra gestów i niemalże cyrkowych przedstawień.
Zanim czytelnik będzie miał okazję zaznajomić się z główną historią, na początku czeka na niego prawdziwa perełka. Harley Quinn została ukazana w autorskich interpretacjach przez rysunkowych gigantów współpracujących z DC. W jednostronicowych shortach udzielają się chociażby Darwyn Cooke, Jim Lee, Adam Hughes, Sam Kieth oraz Bruce Timm – artysta, który wraz z Paulem Dini powołał do życia Harleen Quinzel. A z kronikarskiego obowiązku warto odnotować, że stało się to w dwunastym odcinku kultowego serialu animowanego „Batman: The Animated Series” z początku lat 90. ubiegłego wieku.
Quinn często puszcza zresztą oczko – zarówno do czytelników, jak i scenarzystów – co zwiastuje charakter i styl opowieści. Potraktowanej z dystansem, opracowanej na poziomie intertekstualnej gry skojarzeń, zabawy z formą oraz treścią. Wizja scenarzysty Jimmy’ego Palmiottiego, który współpracuje ze swoją żoną, rysowniczką Amandą Conner, a także grafikiem Chadem Hardim jest przez to naprawdę ujmującą.
Zasadnicza intryga z „Miejskiej gorączki” jest jednak w najlepszym razie pretekstowa. Wszystko dlatego, że z chwilą, gdy socjopatyczna heroina wprowadza się do odziedziczonego przez siebie apartamentu, akcją zaczyna rządzić niesamowitość. Codzienne życie Harley zamienia się bowiem w ciąg atrakcji – próbę podjęcia pracy jako psychoterapeutka, odwiedziny w nocnych lokalach, flirtowanie na plaży, misja likwidacji emerytowanych terrorystów byłego ZSRR czy uporanie się z hordą łowców głów, którzy polują na uroczą protagonistkę.
Chaotyczne przedstawienia – choć mogą wydawać się pozornie niespójne, nazbyt szalone – idealnie współgrają z osobowością ukochanej Jokera. „Miejska gorączka” to logika chaosu. I właśnie w ten sposób należy odczytywać całą historię. Choć przyznać trzeba, że najbardziej usatysfakcjonowani z poznania będą dorastający czytelnicy, jako że niektóre dowcipy opierają się o banał, jednak puentowany zazwyczaj w przyzwoity sposób. Dla nieco dojrzalszych odbiorców także znajdą się elementy zabawne, na przykład odnoszące się do aluzji w seksualnej relacji Quinn oraz Poison Ivy.
Specyficzny charakter historii znalazł wyraz w przyzwoitych wizualiach – odpowiednio dynamicznych, miejscami lekko rozerotyzowanych, skrzących się intensywnymi kolorami w świecie szaleńców. „Miejska gorączka” to komiksowa rozrywka, którą najlepiej określić można byłoby mianem niezobowiązującej. Nieskomplikowane wariactwa, widowisko atrakcji, ale też urocza, łamiąca wszelkie zasady i konwenanse bohaterka. Można spróbować wyjść jej naprzeciw.
Recenzja ukazała się pierwotnie na portalu fantastycznym Paradoks.